Ten serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub odczyt wg ustawień przeglądarki.


Modlitwa Inna Niż Wszystkie
Egregory – definicja.

Autorka Maria Sobolewska. W pobranym tekście dokonałem nieznacznego skrótu. Link

Słowa „egregor” nie znajdziecie w żadnej encyklopedii (nawet w Wiki) ani słowniku, więc już wyjaśniam o co chodzi.

Otóż egregor jest to duch określonej społeczności. Jeśli grupa ludzi robi coś wspólnie lub w coś wierzy, tworzy tym samym egregora, którego moc zależy od ilości wyznawców oraz siły ich wiary. Można go nawet porównać do inkuba, czyli istoty, która jest wytworem czyjejś wyobraźni. Są ludzie, którzy siłą swojej psychiki tworzą takie inkuby, które stają się materialne i potrafią nieźle narozrabiać, szkodząc samemu swojemu twórcy.

Ezoterycy wiedzą o tym, że ludzka psychika ma potężną moc. W końcu myśl jest energią, a twarda materia to nic innego, jak skoncentrowana energia (materia składa się głównie z pustych przestrzeni). Jeśli więc ktoś (a zwłaszcza duża grupa ludzi) zasila swoją energią mentalną jakieś, nawet zupełnie abstrakcyjne wyobrażenie, to może się zdarzyć, że energia ich myśli przybierze materialną postać.

Przykładem może być Szatan. Ta istota pomaga wielu trzymać w ryzach owczarnię pańską. Nic tak skutecznie ludzi nie kontroluje i nie przywołuje do porządku jak lęk. Silna wiara oraz potężny ładunek negatywnych emocji sprawiły, że ów początkowo Szatan jeden z upadłych nabrał mocy i dziś każdy katolik przysięgnie, że jest on jak najbardziej realny, że go spotkał, a nawet więcej, jego moc jest potężniejsza, niż boska.

Wszystkie religie tworzą swoje egregory, ponieważ pełnią one rolę psów stróżujących, które pilnują wyznawców i odstraszają przeciwników. To właśnie za sprawą owych stróżujących egregorów tak trudno jest porzucić religię lub inną tradycję, w której było się wychowanym. Rolą egregora jest zaganiać zbiegłą owieczkę z powrotem do stada i pilnować, żeby nie próbowała znowu uciec.

Kościół dorobił się całego mnóstwa egregorów. Paradoksalnie wiele z nich pracuje na rzecz wyznawców Szatana, choćby z tej przyczyny, że lęk i inne negatywne emocje są bardziej nośne niż miłość. Dlatego ludzie nie egzaltują się miłością do Boga, lecz lękiem przed Szatanem i demonami, a to zasila akumulatory ciemnej strony mocy. [Chcecie dowodu? Proszę bardzo: dostaję mnóstwo listów od osób bardzo pobożnych. Jak dotąd tylko jedna z nich przysłała mi słowa bezwarunkowej, boskiej miłości i tolerancji dla tego co robię. Pozostali obrzucają mnie wyłącznie mocnymi w słowach i pełnymi wiary w to, co piszą, ostrzeżeniami przed Szatanem i jego niewyobrażalną wprost potęgą].

Bóg każdej religii monoteistycznej (a te są najgroźniejsze) również posiada cechy potężnego egregora, ponieważ ludzie skupieni wokół dowolnego wyznania są mało świadomi duchowo. Osoby pobożne są jak dzieci, potrzebują więc prostego i zrozumiałego dla nich obrazu Boga. Zwykle postrzegają go więc jako osobę, najczęściej „tatusia” – dobrego i kochającego, ale jednocześnie surowego, osądzającego i (rzekomo słusznie) karzącego, a co więcej – zaborczego i zazdrosnego o swoje wpływy. Kapłani wkładają wiele wysiłku w utrwalenie wizerunku Boga osobowego, zwalczając wszelkie inne, bardziej metafizyczne koncepcje. I tak tworzą potężnego egregora, który przejmuje pełną kontrolę nad wyznawcami. Gdy człowiek modli się do tej istoty, przechwytuje ona całą energię modlitwy, która traci moc i w ogóle nie dociera do prawdziwego Boga. Czyż można więc się dziwić, że ateiści rechocą ironicznie, dowodząc, że Boga nie ma, na co niezbitym dowodem jest fakt, że nie słucha On modłów swoich wyznawców (ateiści nie wierzą też w egregora, więc moje słowa również wyśmieją).

Otóż panie i panowie ateiści, Bóg nie ma z tym wszystkim nic wspólnego. Po prostu wierni kierują swoje modlitwy nie do Boga, lecz do udającego go egregora bądź do rządzącego naszą rzeczywistością Demiurga. Ci, którzy znają prawdę modlą się skutecznie, ponieważ Bóg, ten prawdziwy, kocha bezwarunkowo i nie żąda od swoich dzieci spełnienia żadnych warunków, oprócz jednego: poznania prawdy. Ale o tym napiszę a następnej notce.

Swoje egregory mają wszystkie grupy ludzkie. Mają je narody, rodziny, miejsca, zawody, partie polityczne, kluby i stowarzyszenia. Nie ma takiego zbiorowiska, które nie posiadałoby swojego egregora. Mają go również astrolodzy i ezoterycy.

Szczególnie te ostatnie potrafią być wredne. Ale nie dlatego, że ezoteryka jest zła, lecz dlatego, że w zdecydowanej większości zajmują się nią nie rozumiejący jej zasad, nieodpowiedzialni głupcy. I ci nieświadomi ludzie, bawiący się w wampiryzm, magię, wywoływanie duchów, rzucanie uroków i inne niebezpieczne rzeczy wyhodowali takiego egregora, że aż strach.

Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że całym światem rządzą przeróżne egregory. Jest ich tak dużo, są tak potężne i mogą być tak groźne, że trudno jest żyć. Opętują one ludzi i sieją postrach, a ci opętani z kolei miotają się nieświadomi tego, co się z nimi dzieje i próbują wypędzać jednego egregora innym. I tym sposobem wpadają z deszczu pod rynnę, a ich kłopoty nie mają końca.

Opętani przez egregora „ezoteryki” szukają ratunku w Kościele, mając nadzieję, że Bóg im pomoże. Poddają się więc kościelnym egzorcyzmom i tym sposobem zostają opętani przez egregora „boskości”, czyli jednego lub nawet całe mnóstwo egregorów kościelnych, co nie tylko nie uwalnia ich ze szponów zniewolenia, ale przeciwnie, spycha jeszcze niżej. Bo o ile jako ezoterycy dyskretnie robili swoje, o tyle jako „nawróceni” wpadają w istny misjonarski szał nawracania wszystkich wokół i nie przebierają przy tym w środkach, posuwając się nawet do rzucania klątw na tych, którzy nie chcą iść wraz z nimi ich nową ścieżką ku „zbawieniu”.

Znane z nauczania mistyków „przebudzenie” bądź „oświecenie”, to nic innego, jak wyrwanie się spod władzy wszystkich istniejących egregorów i wolne od nich życie w komunii z prawdziwą, a nie religijną, czystą boskością.

Na szczęście urodziłam się w rodzinie ateistyczno-racjonalistycznej, czego wartość dopiero dziś umiem docenić. Ten racjonalistyczny trening dał mi tarczę do obrony przed „duchową fiksacją” i szaleństwem. Stoję mocno nogami na ziemi, a moja głowa zawsze jest chłodna i trzeźwa. Dlatego, zajmując się astrologią i szeroko pojętą duchowością, nigdy nie ześlizgnęłam się w egregorialne szaleństwo.

Paradoksalnie, do wiary w Boga doszłam na drodze racjonalnej analizy. Moja wiara nie ma zupełnie nic wspólnego z jakąkolwiek religijną egzaltacją czy fiksacją.

Mój Bóg jest czymś, co mogę określić jako „Wszechumysł” lub „Wielki kreator”. Kosmiczne channelingi nazywają Go „Źródłem Pierwotnym” lub „Jedynym” (Prawo Jedynego) i te określenia też mi się podobają.

Bóg jest nieskończoną i doskonałą inteligencją, a co najważniejsze: bezwarunkową miłością. Dlatego w życiu nic nam nie grozi. Dla przebudzonego nie ma nieba, piekła, różnic religijnych, upadków ani błędów, nie ma też żadnych innych przykazań, poza jednym danym nam przez Jezusa, który powiedział: „Nowe przykazanie daję wam”. Tym przykazaniem jest miłość. Nie ma takiej choroby, nienawiści, zła czy nieszczęścia, której nie dałoby się wyleczyć miłością.
I dlatego każdy z nas, nawet najgorszy grzesznik, dojdzie do celu, bo wszystkie drogi prowadzą do Boga. Jedni dojdą szybciej, inni wolniej, ale dojdą wszyscy bez wyjątku.
Po co więc błądzić, szukać szczęścia w objęciach fałszywych wierzeń, po co służyć egregorom, skoro można się przebudzić i zobaczyć świat takim, jaki on naprawdę jest?
Takie przebudzenie daje spokój, harmonię wewnętrzną i poczucie bezpieczeństwa. Bo cóż może nam grozić?
Przebudzenie uwalnia też z prawa karmy, ale o tym napiszę w innym miejscu.


Opublikowano: 30/05/2010
Autor: s_majda


Komentarze

Dodaj komentarz

Ten wpis ma 2 komentarze