Transiarz cierpienia; opis i definicja
Bywa, że otrzymuję listy od osób, zawierajace wielostronicowe opisy transów cierpienia doświadczanych na wszystkie możliwe sposoby. Zwykle nikt nie chce iść z tym do Boga. Jako rozwiązanie wszelkich trosk, Bóg zwykle jest na ostatnim miejscu Link.
Warto spopularyzować definicję osoby, znanej jako„Transiarz cierpienia„. Poznałem to zjawisko na pewnym szkoleniu z rozwoju duchowego. Dotyczyło sporej grupy, która równocześnie cierpiała na wszystkie możliwe kłopoty.
Przykładem odmiennym może być ktoś, kto tylko choruje, ale jest bogaty. W pojęciu ogółu nawet jeśli umiera na raka, będzie postrzegany tylko jako osoba chorująca. Transiarz cierpienia będzie chorował jednak w biedzie, aby nie mieć pieniędzy na leczenie, na lekarzy, na jakąkolwiek pomoc. Pokaże tym samym bezradność i niemoc, jako wynik zaistniałych okoliczności. Przypomina to nieco losy Hioba, którego Bóg sobie czemuś upatrzył i z nękał okropnie, powodując, że ten żył w transach cierpienia. Jeśli usilnie męczył Hioba, to wielu myśli, że lepiej się Bogu nie pokazywać ze zwyklym cierpieniem, aby nie dołożył jeszcze czegoś nowego.
Prawdziwy Transiarz cierpienia może jeszcze dołożyć sobie komornika, albo oszustów, jacy go okradną.
Transiarz cierpienia może do tego dołożyć nałogi, z którymi sobie nie radzi np. alkoholizm. Wytłumaczenie znajduje wówczas np. w tym, że zapija smutki i cierpienia.
Transiarz cierpienia może dołożyć sobie samotne życie, albo rozwody.
Przyczynę można znaleźć w kilku intencjach samej Duszy m.in.:
1) Niszczenie innych i karmiczna autodestrukcja, mająca za cel pokazanie cierpienia innym Duszom, jako zadośćuczynienia dla nich. Karma złoczyńcy, który pokazuje siebie tym razem jako nieudacznika, któremu wali się świat.
2) Karma Buddyzmu, a szczególnie Tybetu gdzie lansowane są idee sprzeczne ze sobą, a w tym wzbudzane jest pożądanie własnego cierpienia. W Tybecie promuje się idee oświecenia Duszy, ale równocześnie ślubowania Buddy Medycyny i Ślubowania Amitaby uniemożliwiające zakończenie inkarnacji Duszy.
Transiarzy cierpienia promuje Chrześcijaństwo, jako miłych Bogu. Mili są wówczas również i Jezusowi.
Opublikowano: 03/04/2017
Autor: s_majda
Komentarze
Ten wpis ma 9 komentarzy
Transiarz cierpienia to jest szerokie zjawisko, ponieważ można cierpieć na każdy dowolny w zasadzie sposób. Posiadając takowe nastawienia można również ściągać do siebie i otaczać się innymi transiarzami, którzy chętnie mogą zamęczać nas własnymi opowieściami, problemami. Na poziomie Dusz to może wyglądać mniej więcej tak, że inne dusze rozpoznają po wzorcach energetycznych z kim maja do czynienia. Zatem skoro widać u kogoś wzorce cierpiętnika, to jest on traktowany jako ten który chce, lubi albo ślubował to doświadczać. Taka osoba, której Dusza ma nadal te wzorce może zatem być przez innych skutecznie ściągana w dół i utrzymywana w stanie transiarstwa jako ta, która będzie np. współcierpiała, dostrajała się do cierpiętnictwa cudzego, jakiej można dostarczać cierpień na rozmaite sposoby. Transiarza cierpienia łatwo będzie wysłać na wojnę, do burdelu, uczynić z niego niewolnika, ascetę, żebraka lub zainspirować do życia i działania jakie dostarczą chorób, problemów i innych cierpień ciała i ducha na rozmaite sposoby. Transiarstwo to również kreowanie sobie i innym i utrzymywanie w życiu wielorakich niespełnień i blokad na doświadczenie szczęścia. Wydaje się, że mało kto świadomie przyzna, że chce cierpieć i nie chce być szczęśliwym, wiele osób zaś zgoni na zły los, prześladującego pecha i życie po górkę.
Obok niego żył niejaki Baradat, któremu Teodoret gratulował, że wynalazł „nowe formy ćwiczenia swojej wytrwałości”. Baradat na skarpie nad pustelnią zbudował z drewna „rodzaj małej skrzyni, która nie odpowiadała rozmiarom jego ciała, i w niej mieszkał, nie mogąc się nigdy wyprostować, gdyż skrzynia miała niższą niż jego ciało wysokość. Skrzynia nie była zrobiona z dopasowanych desek, lecz przypominała klatkę, tak że przez liczne otwory niczym przez okna wpadało do środka wiele światła. Dlatego skrzynia nie chroniła go przed nawałnicami ani przed słoneczną spiekotą„. Baradat postanowił, że jego nowa sztuczka będzie polegała na staniu przez cały czas…… Było to wręcz banalne w porównaniu z Talejarosem, bohaterem Teodoreta, który zbudował klatkę i zawiesił to ustrojstwo w powietrzu.„Siedząc w nim, a raczej wisząc, spędził tak już dziesięć lat. A ponieważ jest jest wysoki, nawet w pozycji siedzącej nie może wyprostować karku, lecz siedzi zawsze pochylony, twarzą dotykając kolan. Fragment tekstu Str. 201 z książki pt.,,Ze świętej Góry”.
Istnieją transy podtrzymywania transów. Aby nigdy się nie skończyły. Transy oporujące zmianom itp.
Pochwały transiarzy warto czytać u źródła, które je promowało. „7 Któż więc słusznie mógłby nie podziwiać ludzi, którzy przeszli przez życie wśród niezliczonych trudów, ujarzmili swoje ciało mozołami i cierpieniami fizycznymi, nie znali śmiechu, lecz wszystkie swoje dni spędzili na lamentacjach i płaczu, którzy wstrzymywanie się od jedzenia uważali za ucztę sybaryty, pracowite czuwania za najsłodszy sen, twardą ziemię za miękkie posłanie, czas spędzony na modlitwie i śpiewaniu psalmów za niezmierzoną i nie mającą końca przyjemność – tych ludzi, którzy nabyli każdy rodzaj cnoty? Albo raczej któż zdołałby ich wychwalić tak jak na to zasługują?„Link
Cel wszelkich ćwiczeń ascetycznych bohaterów dzieła Teodoreta stanowiło osiągnięcie takiego stanu, w którym zneutralizowane ciało nie będzie przeszkadzać w zbliżeniu do Boga. Dusza uwolniona od ciężaru materii będzie mogła wówczas, jeszcze przed zjednoczeniem się z Bogiem, które nastąpi dopiero po śmierci (choć w tej materii spotykamy i takie poglądy, które przewidywały możliwość osiągnięcia tego jeszcze tu, na ziemi), oddać się nieprzerwanej kontemplacji niebiańskiej rzeczywistości. Stan ten określano mianem apatheia. Oznaczał on taką sytuację, w której dusza stawała się wolna od wszelkich poruszeń, pozostawała niewrażliwa nie tylko na rzeczy, osoby, wydarzenia, ale nawet na myśl o nich. Mniej lub bardziej otwartą krytykę syryjskich szaleństw znajdziemy w dziełach św. Bazylego, który posunął się w niej tak daleko, że zakazał braciom żyjącym wedle jego reguły wszelkich indywidualnych praktyk ascetycznych. Jego twierdzenie, że nie ma takiego członka ludzkiego ciała, który byłby zły z powodu swej natury i wymagał z tej racji niszczenia, w świetle syryjskich praktyk musimy uznać za bardzo znamienne.
Zanim mnich zdobył ten błogosławiony stan wewnętrznego, niczym nie zmąconego pokoju i słodyczy, musiał stoczyć ciężką walkę z własnym ciałem i posługującym się nim szatanem. Ciało i jego potrzeby musiały być tak dalece zepchnięte na drugi plan, zneutralizowane, aby nie hamowały duszy w jej drodze ku Bogu. Nie można było osiągnąć tego etapu bez walki, bez wielkich cierpień fizycznych i psychicznych. Im większe ograniczenia mnich był w stanie sobie narzucić, im ciężej mu było je znosić, tym bliższy był w jego przekonaniu upragniony cel: mistyczny ogląd Boga. Traktowanie własnego ciała jako przeszkody na drodze ku Bogu wyzwalało w ascetach tendencje do samoudręczania się, a więc do takiego postępowania, które groziło już nie tylko zdrowiu, ale i życiu danej jednostki. Kościół hierarchiczny takie zachowania potępiał, mnisi – po cichu – podziwiali. Sądząc z dzieła Teodoreta podstawowa batalia z własnym ciałem polegała przede wszystkim na skrajnym ograniczeniu dostarczanego mu pokarmu. Jedzenie, zdaniem mnichów, zabijało życie duchowe. Stąd drastyczne posty wedle indywidualnie ustalanych recept. Posiłki przyjmowano najchętniej niedługo po zachodzie słońca. W środowiskach ascetycznych powszechnie panowało przekonanie, że demony mogą wraz z pożywieniem przenikać do wnętrza człowieka, a w pierwszej godzinie nocy złe duchy są zajęte składaniem hołdu szatanowi, stąd nie będą mogły ludziom szkodzić (teolodzy oczywiście nic o takim diabelskim „rozkładzie dnia” nie wiedzieli, jest to typowy produkt religijności ludowej). Wielu ascetów nie tylko jadało bardzo niewiele, w swym proteście przeciwko dorobkowi cywilizacji decydowało się na odsunięcie wszelkich pokarmów, które zostały poddane jakiejkolwiek obróbce przez człowieka (przede wszystkim chleba); żywili się więc zielonymi roślinami, nasionami i owocami drzew. Starano się także ograniczyć sen do minimum fizjologicznie niezbędnego, a także wprowadzić dodatkowe utrudnienia uniemożliwiające ciału pełny odpoczynek: przyjmowano niewygodne pozycje, zawieszano się na linach, owijano łańcuchami itp. Wielu ascetów rezygnowało w ogóle z dachu nad głową, co w klimacie syryjskim przysparzało im szczególnie wiele cierpień. Niektórzy zamykali się wewnątrz zagrody z muru takiego, jakim z reguły otaczano domy; inni powiększali swą udrękę wystawiając się na widok gromadzącego się tłumu. Poszukiwanie sposobów zabijania ciała prowadziło do udręczania się jeszcze w inny sposób. Owijano się linami, łańcuchami, wywołującymi stany zapalne i ciążącymi nieznośnie, przywiązywano sobie do ramion belki, zamykano się w klatkach itp. Fragment książki pt.„Historia Mnichów Syryjskich„Link
W art. pt.„Kundalini; intencje do przemodlenia„Link jest kilka zapowiedzi dla transiarzy cierpienia. Te sugestie mogły wynikać z wniosków, które ludzie wyciągali po uruchomieniu się kundalini. A mianowicie, że jako kolejny etap pojawić się musi odreagowanie karmicznych uwikłań. 44. Naszego/cudzego bycia przekonanymi, że transformacja kundalini nie jest łatwym procesem, ponieważ zmienia się nie tylko układ nerwowy, ale całe ciało człowieka oraz, że rozmaite techniki i praktyki, a w tym m.in. medytacja tylko pogłębiają cierpienie i nie tylko oraz naszego/cudzego doświadczania tego skutków
45. Naszego/cudzego bycia przekonanymi, wierzenia, a w tym w ślad za joginami, że ból jest błogosławieństwem i należy przyjmować go z radością w trakcie transformacji kundalini i nie tylko oraz naszego/cudzego doświadczania tego skutków
A tu jeszcze wątek Chrześcijański się pojawia dla transiarzy. 48. Naszego/cudzego bycia przekonanymi, że otwarcie kundalini człowiek, zatem i my musimy przejść w samotni, a moment ten, specyficzny w życiu nazywa się Getsemani i nie tylko oraz naszego/cudzego doświadczania tego skutków
Chrześcijańscy męczennicy, niczym antyczni herosi, swą postawą wobec prześladowców oraz męczeńską śmiercią w obronie wiary mieli być wzorem dla wiernych w ich codziennych zmaganiach. W przypadku herosów zaś na naśladowanie zasługiwało przede wszystkim ich męstwo oraz poświęcenie w imię spraw wyższych, dla dobra innego człowieka. Herosi, podobnie jak chrześcijańscy męczennicy, mieli swe kaplice, a nierzadko również okazałe sanktuaria z oczywistych względów usytuowane w pobliżu ośrodków miejskich, do których szczególnie licznie przybywano w dniu ich święta. Także w tym przypadku wierzono, że właśnie wtedy można nawiązać z nimi szczególny kontakt. Herosi zaś, doceniając trud przybyłych pątników, łaskawszym okiem spoglądali na ich prośby, przyczyniając się do uzdrowienia ich z różnorakich chorób, wypędzenia demona czy też patronując konkretnemu życiowemu przedsięwzięciu. Czyż w takim postrzeganiu „mocy” antycznego herosa nie dostrzegamy pierwowzoru przesłanek, jakimi kierowali się chrześcijańscy pielgrzymi przybywający do martyrionów w dniu święta męczennika?Link
Teodoret z Cyru, broniąc jednak kultu męczenników chrześcijańskich przed atakami środowisk pogańskich dopatrujących się w nim kontynuacji antycznego kultu zmarłych, wychwala i idealizuje przebieg tych świąt, stwierdzając: „Pan umieścił swoich zmarłych na miejscu waszych bogów; przepędził bogów i męczennikom przyznał ich chwałę. Zamiast Pantadiów, Diazjów [attyckie święta ku czci Apollina i Zeusa – przyp. I.M.], Dionizjów i innych waszych świąt obchodzone są […] uroczystości na cześć Piotra, Pawła, Tomasza […] i pozostałych męczenników; zamiast dawnych uroczystych procesji za sprośnymi gestami i słowami obchodzone są pełne skromności święta, podczas których nie ma pijaństwa, hulanek i śmiechu; są tam (tylko) pobożne hymny, słuchanie świętych nauk i modlitwy okraszone chwalebnymi łzami”31.
Tu, na ziemi, jeśli mówimy o szaleństwie świętych, to związane jest ono często z bólem. Takim cierpiącym świętym był o. Pio. Jego wielkim charyzmatem był dar spowiedzi i widzenia w ludziach ich ułomności i grzechów. Cierpienie o. Pio wynikało głównie z brania na siebie tych grzechów. Jeżeli spowiednik siedzi w konfesjonale in persona Christi – w zastępstwie Jezusa – to podobnie jak Chrystus, który wziął na siebie nasze grzechy, musi wziąć na siebie grzechy penitentów i pokutować za nie. (Fragment tekstu z portalu ,,Opoka„popularyzujący transiarzy cierpienia.Link) Postępowanie Bożych szaleńców wzbudza na początku przeważnie bunt, ale bywa że z czasem staje się przykładem do naśladowania – wracam tu myślą do św. Franciszka. Natomiast jeżeli wychodzi ono poza posłuszeństwo Kościołowi (na przykład głoszenie zbędności jego pośrednictwa w kontakcie z Bogiem), to Kościół twierdzi, że nie ma w tym Ducha Bożego, charyzmat jest bowiem dany dla dobra wspólnego. Być może właśnie tacy szaleńcy, jurodiwi, to rodzaj charyzmatyków, którzy otrzymują od Ducha Świętego specjalny dar ożywienia wspólnoty, dar dany nie dla ich udoskonalenia, ale dla dobra wierzących. W Kościele istnieje zgoda na takie niekonwencjonalne zachowania, jeśli ich celem jest wzbudzenie duchowego niepokoju, fermentu w ludziach, którzy za bardzo oswoili się ze swoją wiarą. Chrześcijaństwo bowiem staje się czasem formą, w której odnajdują się tzw. porządni ludzie, niezależnie od tego, jakie jest ich zaangażowanie i wiara. Trzeba nam szaleńców, którzy obudzą nas z takiej duchowej drzemki i zachęcą do pewnych niekonwencjonalnych zachowań.
Małgorzata Krata: W tym tomie jest książka pt. „Zachęta do męczeństwa”…..Ale ta cena….. http://allegro.pl/pisma-starochrzescijanskich-pisarzy-tom-xxiv-i6768307302.html
[15:29:45] Sławomir Majda: No właśnie, to dla bogatych transiarzy
Agata Pająk: „Zachęta do męczenstwa`…Niestety, nie przejawiła dusza na to środkow. Szukam po fragmentach, ale to nie łatwe,bo nudziarz był.
Sławomir Majda: Męczeństwo za darmo -też nie łatwo zdobyć.