Ten serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub odczyt wg ustawień przeglądarki.


Modlitwa Inna Niż Wszystkie
,,Napełniony boskością”-Żywy ziemski Bóg. Mechanizm upadku duszy.

W Indiach zmarł niedawno człowiek nazywający siebie Żywym Bogiem o imieniu Satya Sai Baba. Link
Twierdził, że jest Bogiem, że wcześniej osobiście inkarnował jako hinduski Bóg o imieniu Sziwa. Był także bogiem o imieniu Balarama, Rudra- do czego się przyznał. W Egipcie znano go jako Seta, który zabił Ozyrysa. Obok tych boskich inkarnacji miał zwyczajne wcielenia jak Absalom syn króla Dawida, Sai Baba z Shirdi oraz kompozytor Jan Sebastian Bach.
O ile uda się rozpoznać ich inkarnacje, w podobny sposób możemy omówić każdego innego żywego Boga, jaki kiedykolwiek żył na Ziemi.
W mitach chrześcijańskich obok Boga Stwórcy występuje inny oficjalny Bóg o imieniu Jezus. Nazywany jest Bogiem i jako Bóg traktowany przez miliony wiernych. Wiele dobrych słów przekazał na jego temat E. Cayce w swoich readingach. Nie omieszkał jednak wspomnieć o wcześniejszych inkarnacjach NIEŚMIERTELNEJ DUSZY Jezusa. Link
A byli to min:
– Henoch
– Hermes, który wybudował piramidy w Egipcie na zlecenie bogów. Zwano go,, Hermes posłaniec bogów”.
– Melchizedek
– Józef syn Jakuba
– Jozue -dowódca Mojżesza. Czyli żołnierz kalający się zabijaniem.
Są też informacje wskazujące, że jego dusza inkarnowała jako pierwszy hinduski żywy Bóg o imieniu Wisznu. Ten który również jako pierwszy zaczął przejmować na siebie, modlitwy kierowane do Boga.

Załóżmy, że ty czytelniku masz na imię John lub Teresa. Jesteś zwyczajnym człowiekiem jak postacie z drugiego i czwartego -ostatniego rysunku.
Masz nieśmiertelną duszę jaką miał Jezus, Kriszna, Sziwa, Ozyrys, Wisznu. To dlaczego ty nie jesteś jeszcze żywym bogiem? Ponieważ nie jesteś na tyle bezczelny, lub twoja dusza zna już cenę jaką płaci się za takie bałwochwalcze wcielenie.
Każdy kto żyje na Ziemi posiada duszę i nie ma nikogo, kto nie posiada własnej duszy. Zatem twoja dusza nie różni się od innych dusz i jako dusza nie jest Bogiem, jak Bogiem nie są inne dusze wszechświata.

Zwróć uwagę na oba rysunki. Różnią się jedynie opisem tego, jak ktoś siebie zdefiniował, lub jakie cechy jemu przypisano. Na górnym kobieta jest przez bliźnich uznana jako Żywy ziemski Bóg. Na dolnym jest już zwyczajną osobowością. To 2 różne ziemskie wcielenia tej samej duszy. Kiedy kobieta ma atrybuty Bogini płodności lub cechy kobiety modliszki, dla swojej zgnębionej ziemskiej, męskiej ofiary jest żywym bogiem. Jest ważniejsza niż Bóg i wszystkie jego moce. Tak postrzegana jest przez człowieka, który ją kocha, zaufał jej i uwielbił. Zatem głównie ona kieruje jego losami, a nie Bóg czy własna dusza ofiary.
Artykuł pt. ,,Dusze ludzkie są niczym ukwiały morskie”. Link Kilka zdań o bałwochwalstwie. Bywa, że jedna z dusz ustami własnej osobowości ogłosi siebie bogiem na tej Ziemi (czy bogiem astralnym). Spójrz ponownie na rysunek oraz na fotografie ukwiałów i sam zadecyduj, kto z nich jest najbardziej boski. Który ma 85% boskości w sobie a który tylko 20%. Jakiekolwiek ustne wyniesienie samego siebie w górę ponad innych, uwznioślenie siebie na ,,gębę” przyniesie wkrótce bolesną weryfikację. Jakże bowiem jeden ukwiał miałby być bardziej boski od innych? Kto niby się napełnił boskością; dusza czy jej ziemska osobowość?
Nic i nigdy nie umknie w złotym świetle, gdzie wszystko jest widoczne i wszystko jest pod boską opieką. Cokolwiek mógłby uczynić tobie ktokolwiek, jest jemu przypisane jako zasługa lub dług, pozostający z nim aż do chwili dogodnego spłacenia. Podobnie ty sam rozliczysz się wspólnie z duszą ze wszystkich błędów karmicznych i obecnych, zbierając też skutki swoich zasług.
Co się dzieje z żywym bogiem po jego śmierci ? Zależnie od miejscowych zwyczajów ciało jak zwykle dostępuje pochowku, a dusza wędruje do kolejnej inkarnacji, w innym już kraju na tej samej Ziemi.
Dlaczego tak jest?
Ponieważ każda dusza niezależnie od poglądów i samo wywyższenia podlega identycznym prawom ustalonym przez Boga już na samym początku. Art. pt. ,,Prawa i obowiązki dusz wobec Boga. Readingi E. Caycego”. Link

Jak wygląda sama śmierć żywego boga, poczytajmy nie tylko na stronie 345 wartościowej książki ,,Złota gałąź” J.C. Frazera Link

Najlepiej znany jest przykład systematycznego składania ofiar ludzkich dla zapewnienia dobrych zbiorów u Khondów lub Khandów, jednego z ludów drawidyjskich w Bengalu. Opisali je brytyjscy oficerowie, którzy w połowie dziewiętnastego wieku zajmowali się likwidacją tych ceremonii. Ofiary składano bogini ziemi Tari Pennu lub Bera Pennu. Miały one zapewnić pomyślne zbiory i chroniły przed wszelkimi chorobami i wypadkami. Szczególnie niezbędne były one przy uprawie turmeryku, ponieważ, jak to tłuma­czyli Khondowie, roślina ta nie będzie miała swej głębokiej czerwieni bez przelania krwi. Bogini przyjmowała ofiarę, czyli, jak ją zwano, merija; jedynie wtedy, gdy była zakupiona lub jeśli była dzieckiem ofiary, to znaczy synem ojca złożonego w ofierze, bądź jako dziecko została przeznaczona na ofiarę przez swego ojca lub opiekuna. Khondowie w biedzie sprzedawali często swe dzieci na ofiary „pamiętając o tym, że zapewniają w ten sposób ich duszom uświęcenie, a śmierć ich dla dobra ludzkości była jak najbardziej zaszczytna”. Widziano pewnego razu, jak człowiek z plemienia Panua obrzucał jakiegoś Khondę przekleństwami i wreszcie napluł mu w twarz, ponieważ sprzedał on na ofiarę swe własne dziecko, które Panua chciał poślubić. Khondowie, którzy byli świadkami tego zajścia, pośpieszyli z pocieszeniami mówiąc człowiekowi, który sprzedał swe dziecko: „Dziecko twoje umarło, by cały świat mógł żyć, a bogini ziemi sarna zetrze ślady oplucia z twej twarzy.” Merija przetrzy­mywano często latami, zanim składano je w ofierze. Jako istoty poświęcone, otoczone były wielką sympatią, zmieszaną z szacunkiem, i gdziekolwiek się pojawiały, były mile widziane. Młodzieniec merija po dojściu do wieku dojrzałego otrzymywał zazwyczaj żonę, najczęściej również merija, czyli ofiarę, oraz przydział ziemi i bydła. Ich potomstwo również było merija -ofiarami. Plemiona, rody lub wsie składały ludzkie ofiary zarówno podczas świąt stałych, jak i przy okazjach nadzwyczajnych. Ofiary okresowe były zazwyczaj w ten sposób podzielone między plemiona i części plemion, że każda głowa rodziny mogła przynajmniej raz do roku zdobyć kawałek ciała Amerija – ofiary dla swych pól, zazwyczaj w okresie siewu głównych upraw.
A oto jak przedstawiał się przebieg tych plemiennych ofiar. Na dziesięć lub dwanaście dni przed ceremonią ofiarę poświęcano obcinając jej nie strzyżone dotąd włosy. Tłumy mężczyzn i kobiet gromadziły się, by przypatrzyć się obrządkowi. Nie wolno było nikomu zabronić uczestniczenia, jako że ofiara była składana za całą ludzkość. Ceremonię poprzedzało kilka dni dzikich zabaw i prymitywnej rozpusty. W dzień przed ceremonią ofiara w nowych szatach prowadzona była w uroczystej procesji, z muzyką i tańcami, do gaju merija, kępy wysokich drzew leśnych stojących niedaleko wioski i nie tkniętych toporem. Tu przywiązywano ją do pala stojącego niekiedy między dwoma krzewami sankissaru. Namaszczano ją olejkami, masłem bawolim i turmerykiem i przybierano kwiatami. Przez cały dzień „otoczona była szacunkiem, niełatwym do odróżnienia od adoracji”. O najmniejszą pamiątkę toczyły się zacięte walki, drobina pasty turmerykowej, którą smarowano ofiarę, kropla śliny, wszystko to miało olbrzymią wartość szczególnie w oczach kobiet. Tłum tańczył wokół pala, muzyka grała i ludzie zwracali się do Ziemi ze słowami: „O Boże, składamy ci tę ofiarę, daj nam dobre plony, pory roku i zdrowie.” Do ofiary mówiono: „Kupiliśmy cię za pieniądze, nie porwaliśmy ciebie. Teraz składamy cię w ofierze zgodnie z obyczajem i nie obciąża nas żaden grzech.”
Ostatniego ranka orgie, trwające niemal bez przerwy przez całą noc, rozpoczynały się od początku i trwały do południa, po czym kończono je, a zebrani przystępowali do spełnienia obrządku. Raz jeszcze namaszczano ofiarę olejkami, każdy po kolei dotykał namaszczonej części ciała i wycierał olejek na własnej głowie. W niektórych miejscowościach oprowadzano ofiarę w procesji po wsi, od domu do domu, a wtedy niektórzy starali się wyrwać jej przynajmniej jeden włos, inni prosili o kroplę śliny, którą namaszczali swe głowy. Ponieważ ofiary nie wolno było wiązać, a równocześnie nie powinna była stawiać żadnego oporu, zabezpieczano się łamiąc jej ręce i nogi, często jednak ten środek ostrożności był zbyteczny, ponieważ ofiara była ogłuszona opium. Uśmiercano ją rozmaicie, zależnie od miejscowości. Jednym z najpowszechniejszych sposobów było uduszenie. Rozszczepiano zieloną gałąź drzewa na środku na długość kilku stóp, w szczelinę wkładano szyję ofiary (w niektórych miejscowościach pierś), kapłan zaś ze swoimi pomocnikami ściskał gałąź z wszystkich sił. Po czym kapłan lekko ranił ofiarę toporem, a tłum rzucał się na nieszczęśnika i odcinał ciało od kości pozostawiając nietkniętą głowę i wnętrzności. Czasami ćwiartowano żywego człowieka. W Chinna Kimedy wlokło się ofiarę po polu, a otaczający tłum odcinał kawałki jej ciała omijając głowę i wnętrzności, aż ofiara umierała.
Zdobyte kawałki ciała ofiary zabierały natychmiast do domu osoby specjalnie w tym celu wydelegowane przez każdą wioskę. By zapewnić szybką dostawę, transportowano je niekiedy sztafetą i przekazywanie na odległość pięćdziesięciu lub sześćdziesięciu mil odbywało się z szybkością poczty, W wioskach ci, którzy pozostali w domu, przestrzegali ścisłego postu aż do przybycia kawałka ciała. Goniec przynosił je na miejsce publicznych zgromadzeń, gdzie przyjmował je kapłan w otoczeniu głów rodzin. Kapłan dzielił ciało na dwie porcje, jedną składał w ofierze bogini ziemi zakopując ją w dziurze, odwrócony plecami i nie patrząc. .Każdy dorzucał grudkę ziemi, a na końcu kapłan polewał miejsce wodą z tykwy. Drugą porcję dzielono na tyle części, ile było obecnych głów rodzin. Każdy z nich zawijał swój kawałek ciała w liście i zagrzebywał na ulubionym polu, odwróciwszy się plecami i nie patrząc. W niektórych miejscowościach każdy odnosił swój kawałek do potoku nawadniającego jego pola i zawieszał go tam na tyce. Przez trzy dni nie wolno było zamiatać w żadnym domu, a w pewnej okolicy przestrzegano ścisłego milczenia; nie wolno było wynosić ognia, rąbać drzewa i przyjmować ludzi obcych. Resztek ofiary (głowy, wnętrzności i kości) strzegły silne straże przez całą noc po złożeniu ofiary, po czym następnego ranka palono je wraz z całą owcą na stosie pogrzebowym. Popioły rozsypywano po polach, smarowano nimi domy i spichrze lub mieszano z ziarnem, by ustrzec je przed robactwem. Niekiedy głowę i kości grzebano w ziemi. Po zniesieniu ofiar ludzkich zastąpiono je ofiarami pośledniejszymi, tak na przykład w stolicy Chinna Kimedy zamiast człowieka składano w ofierze kozła. W innych okolicach poświęcano bawołu.
Merija występuje w źródłach, na które się powołujemy, jako ofiara składana u Khondów dla przebłagania bogini ziemi, ale ze stosunku do ofiary, zarówno przed, jak i po śmierci, wynika, że zwyczaj ten nie da się wytłumaczyć wyłącznie jako ofiara przebłagalna. Niewątpliwie część ciała ofiary ofiarowywana była bogini ziemi, ale resztę grzebał każdy z gospodarzy na swym polu, a inne części ciała palono i popioły rozrzucano po polach, rozsmarowywano po spichrzach lub mieszano je z ziarnem. Z tego wynikałoby, że ciału merija przypisywano bezpośredni, wrodzony wpływ na dojrzewanie plonów niezależnie od jego skuteczności jako ofiary mającej na celu zapewnienie przychylności bóstwa. Innymi słowy, uważano, że ciało i popioły ofiary posiadają magiczną lub fizyczną siłę użyźniania ziemi. Tę samą przyrodzoną siłę przypisywano krwi i łzom merija. Jego krwi zawdzięczał swą czerwień turmeryk, a łzy jego sprowadzały deszcz. Nie ulega bowiem wątpliwości, że przynajmniej w pierwotnym stadium uważano łzy nie tylko za zapowiedź, ale i za przyczynę deszczu. Podobnie obyczaj polewania wodą ciała merija był niewątpliwie zabiegiem magicznym mającym na celu sprowadzenie deszczu.

Książka ma 800 stron w której opisano mechanizmy zgadzania bogów i posyłania ich do Stwórcy z prośbami. Jedni wielbiciele mordowali bóstwo, np. aby padał deszcz. Drudzy dręczyli następnego po to, aby deszcz już przestał padać. W kulturach indiańskich, co roku posyłano kolejne bóstwo, wcześniej okrutnie je mordując.
Wiedza o zagładzie bogów nie powstrzymuje następców, spragnionych chwały i splendoru jaki daje napełnienie własną boskością. Patrzymy na pokolenia ,,ciemnych Indian, dzikich murzynów ludożerców”. Okazało się, że pociąg do przejawienie tej formy boskości mają wszyscy niezależnie od płci, rasy oraz wieku. Innej boskości człowieka nie ma i nigdy nie będzie, co jest widoczne doskonale na 2 pierwszych rysunkach. Zarówno dusza, jak człowiek-osobowość nie będzie ewoluował w górę. Człowiek nie stanie się duszą, a dusza nigdy nie będzie Bogiem. Jednak nawet na Portalu CUD, gdzie pisują osoby, mające wglądy w poprzednie wcielenia duszy, pojawili się ,,Napełnieni Boskością”. Owo Napełnienie boskością nie jest widoczne gołym okiem, ani nie przejawia się jakoś w mocach, czynach, natchnionych słowach. Wiedza o Napełnieniu przyszła do jej beneficjentów przez channegingowanie radiestezyjne. Poszukiwacze duchowości, po prostu wywróżyli sobie wahadełkiem, że już się dokonało. Wszystkie rozmowy kierujące uwagę na tutaj i teraz, są torpedowane, ponieważ im wyszły pomiary własnej boskości wyższe niż moje Sławka. Gdybym ja uroił sobie Napełnienie Boskością, to byłby koniec mojego rozwoju duchowego. Cieszy mnie boskie wsparcie, obecność jasnych boskich energii we mnie. Wyrażam światło Jego boskiej miłości, Jego złote boskie energie.
Od stwierdzenia o ,,Napełnieniu się Boskością w 75%” do oczywistej myśli, że jest się już nią napełnionym w 100% , potrzeba jest niewiele czasu. Co robi wówczas tak osoba i jej dusza? Ogłasza światu oraz tym, którzy na to jeszcze nie wpadli, że jest się Bogiem, jak to pokazano na pierwszym rysunku, jak to powiedzieli o sobie Satia Sai Baba, Ozyrys, Sziwa, Wisznu. A to już jest koniec rozwoju jednostki i długi, bolesny proces wyjaśniania bóstwu przez oszukanych wielbicieli, za pomocą kaźni, że jednak bogiem nie jest.

Pamiętamy z Nowego Testamentu, że Piłat uznał Jezusa za niewinnego. Aby pokazać kapłanom i ludności, że oskarżony jest taki sam jak oni, kazał go okrutnie wybatożyć. Kiedy kaźń się zakończyła, rzekł, to co umyka jeszcze nam współczesnym ,,Ecce Homo” (OTO JEST CZŁOWIEK).
Oto jest człowiek taki sam jak wy wszyscy, a nie żaden Bóg. Dysponuje mocami, potrafi materializować przedmioty, złoto, ryby. Chodzi po wodzie. Jest to jednak człowiek, posiadający nieśmiertelną duszę.
Nie jest to Bóg- ,,Ecce Homo„.


Opublikowano: 03/12/2011
Autor: s_majda


Komentarze

Dodaj komentarz