Rozmowa z forum z dnia 12.10.20r.
„Miałem takie wyobrażenie kiedyś, że grupa MINW, to jest grupa ludzi rozmawiających z Bogiem. A tak nie jest„. Czy ktoś jeszcze ma takie wyobrażenia? Lub jest rozczarowany, że tak nie jest, albo, że sam/ sama tego nie osiągnął, po nawet kilku latach pracy? Przyznam, że nikomu nie obiecywałem nigdy, że Bóg mu cokolwiek powie. Nawet mi to do głowy nie przyszło. Może osoby jakie się rozczarowały, miały podobne oczekiwania. Nie rozumiałem jak można było odstąpić. Teraz lepiej już widzę cudze motywacje, również motywacje cudzych Dusz.
Konrad Jaszowski,
Skoro nie ma tej rozmowy to może jest tego konkretny powód. Bóg może komunikować się z nami inaczej niż przez rozmowę . Myślę, że może zostawiać po sobie ślady, dla tych, którzy chcieli by je widzieć. Jakby co druga osoba miała możliwość rozmawiać z Bogiem, to co by z tego wyszło ?
Sławomir Majda,
Powinni wszyscy, Nie mam wiedzy co by to dało.
Beata Cichosz,
Staram się codziennie jak jadę do pracy rozmawiać z Bogiem, pewnie dla kogoś kto tego nie robi brzmiało by to dziwnie, jak gadanie do siebie…
Małgorzata Krata, Rozmawiać z Bogiem, to dla wielu znaczy monologować.
Sławomir Majda,
Bóg zawsze odpowiada.
Beata Cichosz,
W sumie to monolog, ale coś tam czuje.
Karolina Blitek,
„Bóg może komunikować się z nami inaczej niż przez rozmowę„ Teoretycznie. Praktyka to inna bajka. Niektórzy tak twierdzą, a gdyby zapytać ich o jedną odpowiedź od Boga, która nie była wypowiedzianym słowem i jakimkolwiek sygnałem, który rzeczywiście był od Niego, a nie tylko byłby konfabulacją, to nikt by nie podał. Jak byłam dzieckiem w podstawówce wydawało mi się, że widzenie źdźbeł trawy ułożonych w kształcie serca po modlitwie było odpowiedzią Boga na modlitwę i sygnałem tylko od niego. Na takich zasadach działają podobne konfabulacje polegające na nadinterpretacji. Do mnie nie trafia to, co nie jest jednoznaczne. Dlatego lepiej byłoby słyszeć. Z takiego przekonania biorą się też konfabulacje i doszukiwanie się we wszystkim na siłę bożej odpowiedzi, drugiego dna, jak chrześcijanie znaku od Boga w postaci Jezusa na spalonym toście. I wtedy to interpretacja odbiegająca od faktów, czyni coś odpowiedzią od Boga, którą ona nie jest w rzeczywistości. Gwarancję ma się tak naprawdę tylko wtedy, kiedy się podpyta i otrzyma ODPOWIEDŹ, więc pewnie tutaj nikogo nie satysfakcjonują żadne inne odpowiedzi.
Co innego, kiedy ktoś wymodli uzdrowienie, zwracając się do Boga i widzi, że czyjeś zdrowie niedługo po tym się poprawiło, choć innych kuracji nie było.
Jak z rakiem. Wtedy wiadomo, że to musiał być Bóg, ale w innych sytuacjach, kiedy zadaje się pytania otwarte albo choćby powie:
„Boże proszę Cię o wskazówkę jak postąpić w związku z tym i śmym” oczekuje się raczej jakichś instrukcji.
Nie chodzi też tutaj o wyręczanie się Bogiem, bo to ludzi zatrzymuje w rozwoju, którego On chce i należy rozwijać swoje własne światło, a nie tylko wygrzewać się w boskim i prosić Boga, żeby podał nam pilota od telewizora, albo przebył przez nas naszą drogę, zamiast wskazania nam kierunku, ani o to, żeby prosić Boga o otwarcie nam drzwi, zamiast prosić o podanie klucza dzięki któremu my otworzymy je sami i zrobimy jakiś krok w rozwoju, który przybliży nas do bycia tą wersją siebie, którą według Boga mamy się stać tylko o nakierowanie. Słyszenie byłoby korzystne.
Myślałam tak w ogóle, że każdemu jasnowidzącemu tutaj zależało na tym, żeby Boga słyszeć, ale nie wiem jak jest.
Wskazówki Sławka mogą coś dać nawet odnośnie boskich odpowiedzi, tak jak i jemu intencje od Moniki dotyczące zachęty do pracy z nimi. Ale jeśli ktoś ma polegać na innych non-stop i być zależnym od tego, co ktoś inny na temat Boga objawi pomimo wykonanej pracy, to może powodować bezmiar frustracji. Jeśli się też pisze, co Bóg uważa, to dopóki nie doda się, że się go nie widzi i nie słyszy, a opiera się to bardziej na znajomości jego charakteru, czy cudzych historiach z Bogiem to naturalne, że ludzie mogą pomyśleć, że taka osoba Boga słyszy. Należałoby przypomnieć, że nie, ale trudno robić to w kółko, bo dołączają nowe osoby, które nie mają historii forum i widzą tylko to, co jest napisane od momentu ich dołączenia. Na pewno Zosia odeszła z forum rozczarowana, tym, że nie słyszy Boga. Otwarcie przecież pisała, że jej na tym zależy. To chyba normalne i wręcz oczywiste oczekiwanie. Dla mnie usłyszeć Boga też było priorytetem.
Małgorzata Krata,
A jak nadal nie usłyszysz po np. 10, 20 latach?
Karolina Blitek,
To jest zmartwienie, w czym jeszcze uchybiam. Będę wiedziała, że działa, jeśli zwrócę się z prośbą o pomoc w załatwieniu czegoś. Na bezrybiu i rak ryba. Nie byłoby w takim razie idealnie, ale to i tak lepiej, niż nie otrzymywać odpowiedzi wcale. Jeśli jeszcze żadnych innych działań w kierunku rozprawienia się z czymś nie podejmę, a będę widziała skutki jak np. z uzdrowieniem chorób to nie będzie wątpliwości, co do tego, że Bóg podziałał, bo innej opcji po prostu nie ma. Niektórych rzeczy nie da się wyjaśnić przez lub jako placebo. Odczuwalny spływ światła do energii też chyba można rozumieć jako jego odpowiedź, bo inne istoty nie mają takiej mocy oddziaływania. Ale w to 10 lat wątpię. Jakbym się przyłożyła i rzeczywiście zrobiła wszystko, co jest dla mnie możliwe to myślę, że słyszałabym i już, ale jest konflikcik interesów. Bo wątpię w to, że Bóg chciałby dla mnie tego, czego sama dla siebie chcę ja i są też na tym świecie ci, którzy mówią „Bądź wola Twoja” oraz ci, którzy mówią „Bądź wola moja” jak to ujął Roman Nacht.
Słyszeć pewnie byłoby lepiej i przymierzać się do tego nawet, jeśli ktoś ma wątpliwości, co do tego, czy uda mu się sprostać oczekiwaniom Boga, utrzymać to i czy tego nie utraci, bo przynajmniej wiedziałby, jak to jest Boga słyszeć. Jego kontakt z nim mógłby być bardziej osobisty, można by swoje wyobrażenia skonfrontować z rzeczywistością i zweryfikować je w kontakcie z Bogiem. Może się wtedy okazać, że się myli, Co do jego woli dla nas, albo jego możliwości. Oczywiście, że to można byłoby utracić jeśli się gdzieś z Bogiem wyminie i nie ma niczego bezwarunkowo, ale nawet mimo utraty, jeśli przestałoby się go słyszeć znów można byłoby to odzyskać, bo utracić tego też nie można bezpowrotnie, jeśli dojdzie się z Bogiem do porozumienia. Nie ma nic złego w posiadaniu wątpliwości, jeśli nie ma się podstaw do zakładania pozytywnego scenariusza. Jak to ujął Leszek Żądło, Bóg wynagradza za zaufanie, i jeśli się nie spróbuje, nie dowie się. Nie sztuką też jest zaufać mając podstawy w łatwiejszych warunkach.
Jeśli Bóg nie twierdzi, że ma podstawy do tego, żeby nie chcieć do kogoś mówić, to może ich nie ma. O ile nie jest tak, że nie zdradza tego komuś, kogo te podstawy nie dotyczą, na potrzeby innej osoby. Jeśli Bóg nie miałby oporu przed tym, żeby komuś się pokazać to blokada musi tkwić gdzie indziej, niż w braku Jego woli. Np. w blokadach postrzegania pozazmysłowego może powiązanych bardziej z ciałem. Monika Czyżewska mówiła, że zdolność do jasnowidzenia jest powiązana ze zdolnością ludzką do przeżywania stanów szczytowych, która kotwiczy się, kiedy człowiek jeszcze jest gametą, czy tam raczej tą tkanką, która istnieje już w matce, a możne nawet w Babci i później jest przekazana matce + zablokowanie zdolności do ich przeżywania może wystąpić już w dzieciństwie. Może rozwiązanie tkwi w rozwinięciu zdolności do przeżywania stanów szczytowych, albo traumach pokoleniowych (nie koniecznie nawet własnych), czy jeszcze inaczej: traumach z dzieciństwa. Do tego rozwój jak mniemam, prawdopodobnie na samym słyszeniu Boga się nie kończy i może pomóc, ale potem i tak jest jeszcze wiele do przeżycia, doświadczenia nie tylko w rozwoju duchowym, ale i osobistym. Lepiej jest pewnie żyć z podniesioną jakością doświadczeń, choć to nie koniec. Może raczej dopiero początek.
Opublikowano: 13/10/2020
Autor: s_majda
Komentarze