Ten serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub odczyt wg ustawień przeglądarki.


Modlitwa Inna Niż Wszystkie
Ptasia ofiara, czyli grzebanie zmarłych w Tybecie.

Niewiele osób zajmujących się duchowością, nawet ci którzy mają dostęp do pamięci karmicznej, chce i potrafi przypomnieć sobie Tybetańskie obrzędy grzebalne. Tekst jest adresowany do osób, które nie zajmują się duchowością po amatorsku. Bowiem wiedzieć o czymś, a wiedzieć jeszcze co z tym zrobić, lub jak się od tego uchylić to dwie odmienne kwestie. Zważywszy na to, że podobnie jak w tym tekście wytłumaczyć można wszystko, zawsze i wszędzie na swój sposób. W XX i XXI stuleciu Tybet promowany jest na całej Ziemi jako jeden z większych rozsadników duchowości najwyższej jakości. Ci którzy pragną kroczyć tą drogą oświecenia, powinni każde zdanie przytoczone tu z książki pt. ,,Czternastu Dalajlamów”, przepracować w technice modlitwy zwanej na MINW ,,pracą z Intencjami”. Dopiero takie lub bardzo podobne podejście pozwolić może na uwolnienie się od pamięci, od napięć, kodowań powstałych odpowiednio w Duszy tego:
-Kto był grzebany w Tybecie za pomocą podobnych technik,
-Kto był świadkiem takiego grzebania zmarłych,
-Kto nie tylko tam promował podobne idee, lub był mistrzem ceremonii.
Uwolnienie od kurczowego trzymania się wzorców i pamięci owych pochówków, pozwolić może na łatwiejsze przypomnienie sobie, co też uprzednio skłoniło Duszę do inkarnowania w takim środowisku, z takimi towarzyszami, którzy gotowi byli, a pewnie nadal oczekują na przychylenie nieba bliźnim wszelkimi technikami.  Link
Kiedy przebrniemy przez tę wiedzę w naszych uzdrowieniach, łatwiej będzie zrozumieć potrzebę oddania Bogu umów i ślubowań „Amitaby”, które są filarem buddyzmu Tybetańskiego i Japońskiego Link.
Na lokalizację klasztoru ówczesny Dalajlama wybrał miejsce „ptasiej ofiary”.
Ptasia ofiara, jak wie każdy, kto odwiedził Tybet, to tradycyjny sposób postępowania z ciałami zmarłych. Tybetańczycy nie chcieli marnować cennej ziemi na cmentarze ani drewna na kremację zwłok. Ciała tradycyjnie więc ćwiartowano i rzucano na pożarcie sępom. Taka metoda jest nie tylko skuteczna, ale też korzystna z duchowego punktu widzenia. Dzięki niej ostatnim działaniem zmarłego jest akt hojności, ofiarowanie własnego ciała jako pokarm innym żyjącym istotom.
W ostatnich latach prasa zachodnia określa ten zwyczaj mianem ,,powietrznego pochówku”. W każdej tybetańskiej wiosce mieszka osoba będąca mistrzem rytuału. Najpierw ciało odcina się od kości i kroi na kawałki. Następnie miele się kości na proszek, miesza z mąką jęczmienną i wodą i formuje kulki. Na końcu miele się także oczy, serce i mózg, również formując z nich kulki. Takie przygotowania trwają mniej więcej godzinę, w czasie której sępy, znające ten rytuał zbierają się w pobliżu. Kiedy wszystko jest gotowe, mistrz ceremonii rzuca kawałek ciała sępom i oddala się, pozwalając, by podeszły i rozpoczęły ucztę.

Tybetańczycy wierzą, że sępy przybywające na ptasią ofiarę w rzeczywistości nie są zwykłymi ptakami, lecz dakiniam Link.
Dalajlama odbywał kiedyś krótkie odosobnienie w pobliżu miejsca ptasich ofiar u stóp góry Taszi, niedaleko miasta Szigace, które w owym czasie było stolicą Cangu, południowo-zachodniej prowincji Tybetu. Już od czasów Buddy Śakjamuniego praktykujących zachęca się do medytowania na cmentarzach i w miejscach ćwiartowania ciał, by lepiej zrozumieć naturę cielesnej egzystencji. Dalajlama również stosował się do tej odwiecznej tradycji.
Wiele lat później, gdy postanowił wybudować klasztor, poprosił mieszkańców tej okolicy, by pozwolili mu go wznieść właśnie na tym miejscu. Mieszkańcy byli szczęśliwi, że dalajlama wybrał właśnie ich dolinę i chętnie się zgodzili. Większość z nich pracowała jako ochotnicy przy budowie, która ciągnęła się przez wiele lat. Tron, z którego dalajlama udzielał nauk, został umieszczony zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od kamiennej płyty, na której były przygotowywane ciała zmarłych dla ptaków. Kamień pozostawiono tak, by widzieli go goście, a osoby przychodzące do dalajlamy po błogosławieństwo musiały stawać tuż obok niego. Symbolika była jasna i wyrazista. Kamień pozostaje tam do dziś i widzą go wszyscy odwiedzający klasztor.”
 


Opublikowano: 12/11/2015
Autor: s_majda


Komentarze

Dodaj komentarz

Ten wpis ma 1 komentarz

  • s_majda pisze:

    Czytam o tym guru Rinpocze i nic nie rozumiem a co dopiero każde zdanie na intencje, tzn. mam to rozpisywać nie łapiąc sensu?…rozkłada mnie temat:/

    [2015-11-21 19:52:09] Sławomir Majda: Dziwne bo ja to rozumiem…. Poruszane tematy są tu oczywiste. 

    [2015-11-21 19:57:58] Zosia: zrobię inne intencje co je zrozumiem i może się umysł rozjaśni za czas jakis…Ja wiem, że Ty rozumiesz , dlatego pisze do Ciebie….Ja nadal jestem jak zakuty rycerz na wiele spraw hahahah (to taki troche smiech przez łzy, żeby nie było;))

     Sławomir Majda: Każde zdanie wyjmij z kontekstu i rób osobno intencję.

    Zosia: Ale jak nie łapię sensu (nie mam np wiedzy w temacie i w związku z tym większość czytam bez rozumienia ) to będzie to oddane Bogu?

     Sławomir Majda: Nie bardzo. Jak można tego nie rozumieć? Hm… może i nie można, sam już 15 lat w tych tekstach grzebię.

     Zosia: No można -patrz przykład:)

    Sławomir Majda: Może zrób zamiennie intencje tzw. ,,buddę medycyny” . Link