Stwarzanie samodzielne ze światłości, czy współtworzenie z Bogiem.
Czy lepsze jest samodzielne stwarzanie ze światłości, czy może wybrać współtworzenie z Bogiem?
Należy sobie odpowiedzieć na pytanie, czym jest wewnętrzne światło duszy oraz istoty ludzkiej. Każdy człowiek posiada światłość w sercu, czakrach, w 12 parach DNA, promieniach, kundalini. Skąd zatem ono pochodzi, jaka jest jego intensywność i co też sprawia, że u jednego błyszczy ledwie jak iskierka a drugiemu bezustannie opromienia całe życie. Czy mogę sam nie pytając, tworzyć ze światłości, która nie jest moją domeną, bo światło na materializację wszystkich pragnień przychodzi do mnie z zewnątrz?
Kiedy razem z duszą współtworzymy z Bogiem to wszystko;
– dzieje się to na jego zasadach
– moje błędy będą zawsze skorygowane
– błędy duszy będą zawsze skorygowane
– dostaję informację, o następnym kroku jaki bezpiecznie mogę uczynić
– akceptuję własną niedoskonałość i prymat Boga nade mną.
W każdej chwili, jak pisał Cayce ,,możesz obrócić swoją twarz ku Bogu” zawsze przyjmując zwrotnie boskie światło. To światło nadchodzi w wyniku modlitwy własnej, lub wstawienniczej i nikt z ludzi nie steruje zakresem jego oddziaływań. Kiedy modlimy się o uwolnienie od choroby, to z zewnątrz płynie światło usuwające ściemnienia, czerń oraz inne blokady. Kiedy modlimy się dla kogoś, to do niego z zewnątrz dociera boskie złote światło, którego tam wcześniej nie było. Przy szczątkowym nawet jasnowidzeniu widzimy kiedy się pojawia.
Uważam, że stwarzanie wszystkiego jest w gestii Boga, nie ludzi. Co prawda kilku hindusów posiada moc natychmiastowej materializacji przedmiotów, nawet czystego złota. Równocześnie każdy z nich poglądami, podpięciami przez astralne kanały, kuriozalnymi zaleceniami prezentuje wszystkie znamiona bałwochwalstwa, z przekonaniem odciągając innych od Boga. Często odnoszę wrażenie, że istota pragnie konkurować z Bogiem lub zawłaszcza światło jako własne, jako jej trwale przynależne z racji pochodzenia, lecz bez odniesień do późniejszego skalania energii, czy tego co można nazwać jej prywatywnym grzechem, ( skutkiem popełnionego błędu).
Zobaczmy kogoś z niskimi wibracjami jak uliczny żebrak, prostytutka, żołnierz-wojenny weteran. Oni mają przygaszone światło serca i przynajmniej zacienionych kilka czakr. Światło wewnętrzne każda dusza otrzymała już na samym początku istnienia, a traciła je stopniowo przez złe wybory oraz ich skutki. Jeśli ponownie rozkwita, to z zewnątrz napływa ku niej światłość, stopniowo wypełniając całą istotę.
Później z wcielenia na wcielenie światła przybywa, gdy pozytywnymi uczynkami wypala się karmę a jednostka może wówczas Tworzyć na bardzo szeroką skalę.
Często bywa też odwrotnie, jak w przypadku króla Jayavarmana, samodzielnie rządzącego kiedyś milionowym miastem Angkor Watt i całym potężnym imperium. Pozostawił po sobie inskrypcję podobnie brzmiącą. ,,Osiągnąłem wszystko co najlepsze. Mam wszystkie talenty, kunszty malarskie, rzeźby, śpiewu, tańca. Potrafię walczyć orężem i zwyciężać na wszystkie sposoby. Jakiż ja jestem doskonały. Uczyniłeś mnie Boże Tobie równym.” Po upływie zaledwie 800 lat inna już inkarnacja jego duszy przyszła na Ziemię całkowicie pozbawiona mocy kreacji, niechętna sprawowania władzy, rządzenia. Dusza wypalona toczonymi wojnami, wybrała osobowość z kreatywnością żebraka, bezradnie wyciągającego rękę za jałmużną do najbliższej rodziny.
Edgar Ceyce twierdził, że ,,jednostka twórcza to taka co z Bogiem współtworzy, jest z Nim współtwórcą”. Słuchałem ostatnio kilka wykładów nauczycieli duchowości, twierdzących że ,,jesteś TWÓRCĄ nieograniczonym, doskonałym” . Widzę to jednak inaczej. Faktem jest, że dla jednostki przytłoczonej karmą, kapłańskimi wyrzeczeniami wzbudzenie świadomości wewnętrznej, że ,,ja sam mogę i potrafię” jest bardzo ważne. Jednak ważniejsza jest pewność nieograniczonego wparcia które mogę otrzymać w każdej chwili. Wsparcia zewnętrznego, którego przecież w sobie samym nigdy nie wykształcę. Jestem współtwórcą, czyli kimś, kto działa w grupie, a efekty pracy wynikają ze zbiorowego wysiłku. W tym wypadku ktoś pierwszy prosi, a ktoś drugi realizuje, dając wszystkie niezbędne środki i oczekując w zamian jedynie uznania za całą wykonaną pracę. Jeśli proszę w modlitwie, to niekiedy widzę nadchodzące światło kierowane na jakiś wydzielony obszar mojego zainteresowania.
Kiedy opracowywałem tekst, ktoś mnie napisał.
– Może zadam ci może głupie pytanie, ale jaki jest dowód na istnienie Boga?
20:30:11
– Dla mnie dowodem są liczne skutki modlitwy kierowanej do Boga.
20:32:19
– Znam kilka osób jakie pozbyły się raka wyłącznie poprzez modlitwę. Wiedziały o co proszą i świadomie przyjęły boską odpowiedź. Tu nie było żadnych cudów, ale pełna świadomość konsekwencji własnych działań oraz słów.
Jakże to wszystko różne jest od hinduskich żywych bogów, mówiących o sobie ,,zmaterializowałem złoto, kamienie szlachetne – jestem (bogiem), Panem świata”. Jak też różni się to od opinii Mistrzów Reiki, i niektórych bioterapeutów twierdzących ,,oto ja ciebie uzdrowiłem z choroby, niemocy, bo dałem ci energie, wysłałem światło”.
Przed 3-a laty otrzymałem nauczkę i był to ostatni raz, gdy sam tworzyłem cokolwiek w energiach. Bawiliśmy się ze znajomym w wizualizowanie astralnych przedmiotów i figur. Przy pewnym działaniu gwałtowny ból zablokował mi nerki. Inny znajomy pokazał mi przy okazji jak coś stworzyć w energiach, a czyniąc to doświadczyłem ponownie niezwykłego bólu nerek. W tych przypadkach nawet przez chwilę nie myślałem, że odzywają się kamienie nerkowe, bo przyczyna była oczywista. Poprosiłem widzącego o weryfikację. Nerki (wolne od kamieni) były całe czerwone i świeciły też na czerwono a nie jest to przecież ich właściwa barwa.
Od tego czasu, nauczony doświadczeniem nie daję niczego z moich energii, nie biorę od nikogo. Nie TWORZĘ NICZEGO z energii, żadnych luster, zasłon, figur geometrycznych, kanałów. Nie kieruję nigdzie własnej energii. Zabolało zbyt mocno, abym zlekceważył bodziec, więc nerki i serce mam bezpieczne.
Kiedy obejrzymy filmy z materializacji złota i różnych przedmiotów dokonywanych przez Satya Sai Babę, Vishwanandę, Premanandę to zobaczymy, jak mocno świecą ich nerki na kolor czerwony. Oni materializują (tworzą) przedmioty samodzielnie, nie pytając Stwórcy o zgodę. Żaden nie oczyścił intencji, nie zobaczył że dusza robiła to samo wielokrotnie w przeszłości. Nie zapytali o cenę jaką jeszcze zapłaci i dusza i sam organizm. Podobne akty woli i determinacje do spłacania w nieskończoność zaciągniętych długów mają nie ludzie, ale dusze. One to czynią rozmyślnie.
Ktoś kto na Ziemi twierdzi, że Tworzy niczym Bóg, lub że będzie Bogiem powinien być zawsze doskonały energetycznie i fizycznie. Z tym jest jednak kłopot, bo ciało przejawione w materii posiada zawsze odrębną duszę, zatem podlega prawom karmy jak wszystkie inne.
Dusze osób materializujących złoto powinny być doskonałe w każdym calu, zatem skąd się biorą bałwochwalcze, jawne zalecenia by czcić wszystko co chodzi po Ziemi, a zwłaszcza te osoby, lub wskazanych przez nich kolegów?
Jeszcze nie są znane mi błędy własnej duszy popełnione przed 100 czy 210 wcieleniami. Zatem mogę i chcę odwołać się do Boga o ich kasację i uwolnienie od wszystkich zaistniałych skutków. Mogę odwołać się do Niego jako do właściwego arbitra w każdym sporze z bliźnimi. Co ma jednak zrobić człowiek nieomylny, jaki materializuje własną wolę bez ograniczeń i kontroli ponad sobą? Ktoś kto jest samym (ziemskim)Twórcą, nie może uwierzyć w sugestie o własnych uchybieniach. Nie dopuści nikogo z informacją, że pobłądził i nigdy przecież nie osiągnął doskonałości. Ponieważ zawsze i wszystko co jest człowiecze dotyka ludzką duszę, to zawsze podobne programy pochodzą bezpośrednio od niej, a poprzez podpięcia od różnych istot astralnych.
***
O duszy Chrystusa podał Cayce, że współtworzyła z Bogiem na długo przed pierwszą swoją dobrowolną inkarnacją i czyni tak nadal po ostatniej.
Opublikowano: 20/01/2011
Autor: s_majda
Komentarze