W książce pt. ,,Sen, życie, przyszłość” autor zestawił kilkaset snów, które analizował E. Cayce oraz jego opinie. Znalazłem tam opis snu bodaj p. Rotszylda, którego Bóg odwiedził pewnej nocy. Na tę okoliczność Bóg przyjął postać ludzką. Był ubrany w elegancki płaszcz. Miał min. kapelusz oraz o ile dobrze pamiętam bogato zdobioną laskę. Baron oprowadził Boga po swoim pałacu. Doszli do sypialni w której znajdowala się wnęka z kilkuset butelkami alkoholu. Powiedział Bogu, że zgromadził je na czarną godzinę. Na co Bóg rzekł ,, spodziewasz się chyba w wielkiego kryzysu”.
Analizujący sen Cayce wskazał, że było to napomnienie o ukrytym pijaństwie barona. Na pytanie czy rzeczywiście był to Bóg i dlaczego tak ubrany, odpowiedział, że owszem. Bo taką Bóg miał wolę, a ubrał się na bogato, bo Go na to stać.
Przyznam się, że ta informacja o wizycie Boga w czyimś śnie, wstrząsnęła mną. Spodobało mi się, że nie tylko antyczne postacie Biblijne mogły mieć takie sny, ale i ludzie nam współcześni. Skoro on mógł mieć takiego Gościa, to i ja chcę. Cayce podał jak to można osiągnąć. Z racji ówczesnej samooceny oraz przez niewiedzę, nie widziałem siebie jednak jako tego, do którego Bóg przychodzi sam z siebie np. ….prozmawiać. Czas jaki później nastąpił mogę określić słowem „determinacja”. Dane mi było poznać i zrozumieć w pełni jego znaczenie.
Przez sześć lat, dwukrotnie każdego dnia prosiłem Boga, aby przyszedł do mnie i do mojego domu. Aby sobą wypełnił moje życie. Jakoś latem w 2000 roku śni mi się, boska odpowiedź. Jadę na siedząco w tramwaju. Siedzenie przeciwległe zajmuje Bóg, a światłość wypełniała całą przestrzeń. Ma na sobie płaszcz biały, zupełnie zmiętolony. W dłoniach miętosi jeszcze biały kapelusz. Rozmawiamy chwilę. „- Jestem tym już zmęczony” tyle zapamiętałem. Konteksty boskiego zmęczenia odnajduję co kilka lat w rozmaitych kontekstach. Różnicę w ubiorze jaki Bóg nosił u barona i przy mnie, zrozumiałem po latach, kiedy przyszło odreagowanie inkarnacji buddyjskich i karmy Duszy z Tybetu.
Sen Edyty z 2015roku. W miejscu kościoła (w miejscowości, gdzie się wychowałam), wnętrze jak gdyby „statku”, bardziej pojazdu. Ludzie wchodzą do wnętrza, (znaczna grupa stoi na zewnątrz) i wychodzą, jest kilkanaście osób z przodu. Nie ma tam zwierząt.
Wchodzę, na początku dwóch gejów, tuż przy wejściu, kłócą się o to, który ma lepszy, trendy krawat. Ten czarny jedwabny we wzory, jak gdyby z gałązek wijących się z listkami. Czy ten wytłaczany aksamitny bordowy. Kierują to pytanie do mnie, chcą bym zdecydowała, który jest z nich (z gejów) lepszy, ważniejszy. Mówię im, że obaj są indywidualistami, podoba im się ta odpowiedź…. mijam ich, widzę ludzi różnych ras.
Wchodzą 2 osoby, Azjaci (jest kobieta, drugiej osoby nie jestem pewna, ale raczej mężczyzna). Słyszę wołanie, idę ku przodowi.
Bóg mówi bym usiadła. Pamiętam to uczucie, jak przepełnia mnie ogromna radość, szacunek …Trudno opisać to słowami…..spokój, harmonia, pełnia szczęścia….
Nie wiem, gdzie mam usiąść z której strony, czekam, aż mi powie. Prawie podskakuję jak dziecko, nie mogąc przestać się cieszyć. Siadam, Bóg jest tu kobietą, uśmiecha się cały czas.
Siedzimy bokiem do kierunku jazdy, plecami do okna, skierowani do ludzi we wnętrzu, jest to jakby dziób statku, przeszklony.
Kolejna scena: Bóg steruje, widzę jak patrzy przed siebie, jedziemy miękko. Ten ogromny kolos płynie jak piórko na lekkim wietrze.
Przez okno widzę normalnie toczące się życie (jak obraz z okna tramwaju, którym właśnie jadę).
Odczuwam wtedy smutek, że nikt nie chce wsiąść do wnętrza, jechać z nami, wszyscy „na zewnątrz” idą zamyśleni, nikt nie widzi statku-pojazdu.
Zatrzymujemy się, wsiadają chłopcy w wieku szkolnym (7-10 lat około), jest ich wielu, rozmawiają głośno, śmieją się. Pamiętam to uczucie – cieszę się ze ktoś dosiada.
Ponownie się zatrzymujemy, wysiadamy. Jestem w piekarni, jakiś dom, ściany jak w greckich, starych domach, nierówne, białawe, ciasny prostokątny pokój. Ściana z regałami a na niej, na półkach pieczywo, drożdżówki.
Widzę dużo rysunków, na pożółkłych papierach, czy papirusach, na pewno stare.
Rozmowa: o tym, że nie widziałam nigdy sensu poświęcania czasu, pracy dla tak „małego”, mizernego efektu. (?)
Bóg stoi i patrzy przy pieczywie (to są na blasze, bardziej posklejane ze sobą bułki drożdżowe), które przełamuję i wkładam zachłannie ( jakbym chciała ukryć ) do worka z materiału, czuje zniecierpliwienie, ale tez zachłanność na to pieczywo, którego nie jestem w stanie pohamować… Bóg mówi coś o fajnym małżeństwie (o młodej kobiecie i mężczyźnie).
Wychodzimy z tym pieczywem, idziemy po rysunkach na których jest dużo informacji, coś jak rysunki Leonarda da Vinci, jest ich bardzo dużo, znam te rysunki. Idziemy, ale nie w kierunku „statku”. Jest światło, (na krótszej przeciwległej ścianie, do drzwi którymi weszliśmy) są inne drzwi-otwierają się, jest to bardzo jasne, miękkie, białe światło. Wszystko się w nim rozmywa….Idziemy, tzn. mamy iść (tak przynajmniej myślę) po to „fajne” małżeństwo… ale, to nie są drzwi do statku-pojazdu…..budzę się. Po przebudzeniu jestem bardzo „trzeźwa”, mam jasny, nad wyraz jasny umysł, spokój, harmonię, której dotąd nie znałam.
Opublikowano: 12/01/2016
Autor: s_majda
Komentarze
Ten wpis ma 10 komentarzy
Ok. 2005 roku miałem sen o Jezusie. Siedziałem na piasku w grupie uczniów. Słuchaliśmy wykładów i nauk. Jezus nie miał brody, włosy były czarne, krótko ścięte. Twarz z mocno zarysowaną szczęką. Zapytałem w pewnej chwili „-Jezusie, czy reinkarnacja istnieje?”
Spojrzał na mnie bystrymi oczami i z tego spojrzenia zrozumiałem, że udzieli mi kompetentnej odpowiedzi.
Myśl swoją wyraził tak: ,,Nadeszła teraz właściwa pora…” Tu przerwał, a tym samym wzrosło moje napięcie, związane oczekiwaniem na prawdę wyrażoną przez Niego. Analizując później ten sen, rozumiałem, że wiedzy o inkarnującej Duszy szukałem nie tylko ja sam, ale i inne jej osobowości.
Kiedy oczekiwanie moje sięgnęło już maksimum, dopowiedział ,,-abyśmy się wszyscy udali na obiad.”
Miałam sen, w którym szykowałam bardzo duży stół na wizytę gości. Ustawiając krzesło u szczytu stołu, powiedziałam sama do siebie z zadowoleniem: „A tutaj będzie siedział Bóg…” Niestety już nie pamiętam dalszej części snu i czy zaproszeni goście przyszli….
Jestem w jakimś domu na ok 2 piętrze, z jakimiś ludzmi, jest to rodzina dzieci, które są w różnym wieku od nastolatków po małych 2, 3 letnich i jedno niemowlę noszone na rękach.
Okazuje się, że jechałam z nimi gdzieś a teraz jesteśmy w domu i jemy posiłek, wszyscy nakładają sobie jedzenie sięgając do jednej, dużej miski. Rodzina jest bardzo serdeczna, przyjazna, zachowują się jakby mnie znali. Na jednej ze ścian (to chyba kuchnia) są półki, na nich poukładane jakieś przedmioty, sprzęty, narzędzia. Rozmawiamy, ja mówię że coś sprawdzę, pokażę….coś zaczynam mówić, jakieś może nawet zaklęcia, na półach rzeczy układają się w przestrzenne układy, na wielu, małych tabliczkach, kredą „piszą się”, pojawiają texty, znaki, tworzą sie różne portale, rozpoczyna się „rozmowa”, trwa chwilę i text: „… a Edyta to chce, by bóg to za nią wszystko robił i ją prowadził, a on nieprzytomny, napity, nic nie może zrobić a ona się uparła” więc ja od razu „Stwórca nie jest nieprzytomny, coś ci się pomieszało, chyba ty jesteś nieprzytomny, nie mówimy o tym samym Bogu”. Od razu (w śnie przytomnie) zaczynam modlitwę do Stwórcy, proszę także o ochronę dla całej tej rodziny u której jestem, podchodzę do okna, na bardzo dużym polu, przestrzeni stoi stary samochód (amerykański Dodge Charger, taki jak z filmu Bulitt ze Stevem Mcquenem) w nim widoczne w ciemnym wnętrzu 3 osoby, jedną z nich znam (czuję zdenerwowanie i strach, ale strach nie włada mną, bardziej odbieram jako zagrożenie), patrzymy się na siebie, w oczy i nagle jestem w jakimś snopie zimno-białawo-siatkowego swiatła czuję, że zasypiam-odpływam, zaczynam sztywnieć, orientuję się co się dzieję, odwracam wzrok i robię krok cofając się w głąb domu, wszystko znika, znów mam trzeżwość, te postaci teraz są w cieniu, wszystko brudne, z rdzą, jakby miało się rozleciec, patrzą się jeszcze na mnie, ja spokojnie patrzę na nich, auto się oddala, rozpływa jak w ciemnej mgle, spoglądam na półki, gdzie przed chwilą były układy-przekazy, teraz są tam tylko poukładane swetry i książki…otwierają się drzwi i wchodzi reszta rodziny, są radośni, uśmiechają się, jest ciepło i jasno. Z otrzymanego listu.
Ktoś powiedział w moim śnie, że gdyby móc zobaczyć Boga to pewnie miałby szalony wzrok i krwawe oblicze. Zobaczyłam wtedy starszego mężczyznę jakby sędziego z krwią na brodzie. Później twarz zmieniła się. Następnie zobaczyłam duże pomieszczenie z różnymi mężczyznami i np. jeden mówi: dziś Bóg jest niebieskooki, inny a teraz zielonooki, bo oni takie oczy mieli. Jeden z mężczyzn z Dalekiego Wschodu, przesunął innego i zajął jego miejsce na krześle argumentując, że część ludzi wyznaje islam, jest zapotrzebowanie. To on też może reprezentować Boga. Nagle w tym tłumie słyszę: To kto mnie dziś zastąpi Link ? Różni zaczęli się zgłaszać. Postać zaśmiala się, nie moglam dojrzeć twarzy tylko czubek głowy i obudziłam się cała spocona. Ewelina.
Śniło mi się, że na terenie mojej dawnej szkoły było bardzo dużo ludzi i ktoś powiedział, że było jakieś zagrożenie – jakiś potwór ma się pojawić i mnie ustanowiono dowódcą obrony – wybierałam broń, dobierałam sobie ludzi do obrony i co ciekawe ja byłam bardzo mała a oni bardzo duzi (bardzo dużo było chłopców) i w pewnym momencie postanowiłam klęknąć przed Bogiem poprosić Go o pomoc, wszyscy inni klękli i wołaliśmy „Boże pomóż nam„ – co ciekawe, zamiast ludzi było to małe pociągi – nie jest pewna czy to był pociąg Boga, ale usłyszałam „Oho, pokłoniła się wiedźma„ – a zagrożenie, czyli potwór to był taki inny pociąg i miał taką łuskę jak rekin i przejechał obok nas. Nie jestem pewna tego, ale zdaje mi się również, że Bóg był zadowolony, że się Mu pokłoniłam. Obudziłam się leżąc w pokłonie, głowa mnie bardzo bolała ale byłam szczęśliwa.
Miałam dzisiaj taki sen, że Bóg siedział wysoko ponad Ziemią na czymś jakby podeście czy ławce zawieszonej w przestworzach i tak siedział, machał radośnie nogami i obserwował-miałam wrażenie w sensie dogląda swoje dzieło. W tym moim śnie Bóg był młody, zadowolony i miał w sobie radość i niewinność.
Zadałem pytanie Bogu „O co powinienem się modlić dla dobra mojej Duszy, żeby jej pomóc?” Śniło mi się, że rozmawiałem z matką dziecka, która prenumerowała dla tego dzieciaka jakąś gazetę, czy magazyn. Nie wiem czy była też to moja matka jednocześnie? Nagle na ulicy zauważyłem dziewczynkę, która szła w butach swojego ojca (przykurzone niebieskie za duże buty), prowadzona za rękę właśnie przez tą matkę. Dziewczynka się wygłupiała. Powiedziałem do tej matki, że to w sumie dziwne, że matka musi spełniać takie głupie zachcianki własnego dziecka. I to w biały dzień, taka sytuacja na środku ulicy. Matka pokiwała tylko głową z uśmiechem na twarzy. Od tej kobiety czuć było bezkrytyczną miłość do dziewczynki, bez względu na jej, wydawałoby się głupawe zachcianki”
Grzegorz
Śniło mi się, że miałam globus-ale jakiś niezwykły. Pokazywał mi on wszelkie informacje, które chciałam o różnych rejonach Ziemi. Mogłam na tym globusie zobaczyć np. zakres i zasięg odziaływań każdej religii, sekty. Globus udzielał mi też informacji o tym, co w danym rejonie myślą inni o Bogu, jak Go traktują, jakie są tam bóstwa i ich obszar wpływów. Co myślą o Duszach i oświeceniu, o innych ludziach, jaką i gdzie mają kulturę. Miałam wrażenie, że ten globus jest bardzo mądrym artefaktem i sam dużo wie cennych informacji, przydatnych. Jakby w pigułce podawał to co w danym momencie potrzebuję. Trzymałam go w rękach i wiedziałam, że jestem jego właścicielką. We śnie wypowiedział się też o jednej z religii, jako o najmniej bałwochwalczej ze wszystkich obecnych. Równocześnie podświetliły się na kolorowo wszystkie państwa objęte tym wyznaniem. Na temat tej religii mój globus podał również informacje, jakie są negatywne strony tego wyznania oraz jakie problemy i jakie błędy popełniane na drodze do Boga.
Śniło mi się, że Boga widziałam. Na jakiejś platformie przy jednym biurku z sekretarką się przemieszczał. Jak na taśmie produkcyjnej. Asystentka zapisuje sugestie Boga. Ja stoję za plecami Boga na wprost asystentki. Bóg odwraca się i coś do mnie mówi i zobaczyłam Jego twarz. Z otrzymanego listu.
Śniło mi się, że niechcący i nieświadomie weszłam w dziwne miejsce jakby tajny obiekt, ogromną szkołę, jednostkę gdzie byli ludzie w różnym wieku- z mnóstwem przejść, korytarzy, włazów itd. Nie było stamtąd wyjścia, nie mogłam go znaleźć – okazało się, że jak ktoś tam trafi to ma potem problem z orientacją w terenie bo zarządzający zmieniają punkty charakterystyczne aby się nie połapać np drzwi które były metalowe po 2 godz zgodnie z zaprogramowaniem zmieniają się na szklane lub coś co było po prawej stronie to jest przenoszone na lewo itd – w ten sposób osoba, która tam trafiła nie była w stanie się połapać. Taką osobą byłam i ja. Podeszlam do przypadkowego mężczyzny z bródką i pytam jak stąd wrócić a on zaczął się śmiać, że sama stąd nie wyjdę i jedyną opcją jest dostanie się do autobusu, który odjeżdża o północy po dyskotece.
Potem przypomniałam sobie, że mam telefon więc go wyciągnęłam żeby zadzwonić do domu i tu we śnie jest stały punkt powtarzający się w kółko mianowicie, że niestety na telefonie brak zasięgu, brak połączenia z siecią- coś tam się kręciło, mieliło ale nie chciało się połączyć…:| Ten ostatni fakt jest stałym elementem moich snów. Dalej nie mam kontaktu z bazą.