Ten serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub odczyt wg ustawień przeglądarki.


Modlitwa Inna Niż Wszystkie

Teatralizacja własnego umierania-intencje

Opracowanie J. S. Majda, Konrad Jaszowski, Małgorzata Krata. Fragment powtarzalny, będący rdzeniem idei dla nr. 2-31 jest taki: ,,naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci,,.

Usystematyzowane uwalnianie się od obciążeń- linki do tekstów, informacje o nagraniach, praca z intencjami, technika pokłonu >Link.

Kwestie techniczne dotyczące idei oraz budowania zdań przy pracy z intencjami.
Art ,,800 intencji do oczyszczenia” Link
,,Schemat jedno – zdaniowy do intencji. ” Link
Film ,,Pokłon po wykonanych intencjach”>Link
Słowo (–nie) dodane przy pracy z intencjami do jakiegoś słowa oznacza, że warto je wymienić jako przeciwieństwo lub a nawet samodzielnie już w trakcie znaleźć i wypowiedzieć dowolne synonimy jakie się nasuwają na myśl razem z ich przeciwieństwami. 
np. — bycia biedakami, chorymi dobrze jest powiedzieć również z jego przeciwieństwem
–bycia biedakami, chorymi, –nie bycia biedakami, chorymi.
Pozwala to od razu maksymalnie szeroko ruszyć dany wzorzec w odmiennych aspektach, również w jego przeciwieństwie. Warto też wiedzieć- że Dusze często myślą, twierdzą, że one nie mają takich przeciwnych wzorców np. że nie są bałwochwalcami jak w danym przypadku (danym słowie).
Inny przykład:
Dusza kobiety zaprzecza byciu kiedyś złą matką. Więc dodanie tu słowa przeczenia – nie bycia złą matką pozwolić jej może na zrozumienie stanu w jakim się znajduje. 
Bycie złą matką, –nie bycia złą matką–
„-Ależ skąd nigdy w życiu! To przecież są nie moje wzorce. To co ja robię jest moją prywatną sprawą”.[-Nader często mówi lub myśli o sobie dusza].

1. z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, zaufania, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony samego Boga oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
2. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony wszelkich płci ludzi, Dusz, istot, bytów, tworów, zwierząt, roślin, kosmitów i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
3. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony m.in. wszelkiego rodzaju, znaczenia, gatunku, płci m.in. dawnych i nowych, aktywnych i nieaktywnych wszelkich bóstw, bogiń, boskich matek, boskich ojców, boskich synów, boskich córek, boskich rodzin, Goauldów, koleżków Boga, bogów, półbogów, Asurów, Świętych, guru, mistrzów, nauczycieli, Mesjaszy, aniołów, a w tym astralnych m.in. Archaniołów, cherubinów, serafinów, astrali, władców, zarządców, właściciel i twórców światów astralnych i drzew dusz, proroków i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
4. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony m.in. fizycznych i astralnych węży, robaków, drapieżników, wirusów, szkodników, grzybów, pleśni, owadów, drobnoustrojów, bakterii, mikroorganizmów i makroorganizmów, jaszczurów, istot, bytów, tworów, pasożytów, symbiontów, lokatorów naszej i cudzej energetyki oraz ze strony m.in. wszelkich duchów, demonów, strzyg, duchów przodków, istot opętujących, mitycznych stworzeń, mitycznych istot i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
5. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony m.in. naszych i cudzych wszelkiego rodzaju cudotwórców, uzdrowicieli, znachorów, bioenergoterapeutów, lekarzy ciała i Duszy, od cudownych boskich uzdrowień, od właścicieli, zarządców i struktur różnych praktyk inicjacyjnych m.in. religijnych oraz Reiki, od wiedźm, magów, szamanów, wizjonerów, wyroczni, od znaków na niebie i ziemi, od czarownic, czarowników, od magii, od żywiołów, joginów, tantryków, i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
6. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony m.in. wszelkich oświeconych, oświecających, wybielających i odpowiednio zaczerniających siebie i innych m.in. ludzi, Dusz, istot, części naszej i cudzej Duszy i istoty, od tych dążących do nirwany, do zbawienia, wyzwolenia, odkupienia osiągających je, od wielbicieli i twórców wszelkich kompresji astralnych, wszelkich niebios, piekieł, rajów, czyśćców, światów astralnych i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
7. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony m.in. wszelkich ateistów, agnostyków, heretyków, wyznawców bahaizmu, religii plemiennych, wielobustwa, animizmu, totemizmu, taoizmu, shinto, sikhizmu, dżinizmu, ahinsa, ayyavazhi, wyznawców Wicca, wyznawców buddyzmu, druidyzmu, voodoo, theravady, mahajany, chan, zen, son, amidyzmu, Szkoły Czystej Krainy, tendai, shingon, buddyzmu tybetańskiego, ningma, kagju, sakja, dzionangu, gelug, Bon i nie tylko oraz od ich kapłanów, twórców, wyznawców, promotorów i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
8. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony Jezusa, Apostołów, ojców kościoła, Wszystkich Świętych, Ojcze Nasz, Ducha Świętego, jak również m.in. wyznawców, twórców, kapłanów i zarządców wszelkich sekt chrześcijańskich m.in. starokatolicyzmu, kościołów utrechckich, kościołów narodowych, mariawityzmu, katolicyzmu, wschodniego katolicyzmu, grekokatolicyzmu, kościoła rzymskokatolickiego, sedewakantyzmu, konklawizmu, palmariznizmu, lefebrystów, anglikanizmu, prawosławia, od kościołów bizantyjskich, cerkwi prawosławnych, staroobrzędowców, popowców, bezpopowców, skopców, starokalendarzowców, kościołów orientalnych, koptów, Syryjczyków, kościołów asyryjskich, adwentystów, milleryzmu, anabaptyzmu, wyznawców arianizmu, baptyzmu, braci morawskich, braci polymuckich, husytyzmu, kalwinizmu, kongregacjonizmu, prezbiterianizmu, kwakrów, luteranizmu, monnonityzmu, metodyzmu, pentekostalizmu, salwacjonizmu, unitarianizmu, waldensów, amiszów, restoracjoizmu, ruchu babackiego, Świadków Jehowy, Zrzeszenia Wolnych Badaczy Pisma Świętego, Świętych Ruchów Misyjnych, wyznawców unitaryzmu, mormonów, Kościołów Jezusa Chrystusa w Dniach ostatnich, Społeczności Chrystusa, afrochrześcijaństwa jak aladury, harrizmu, kimbangizmu, lumby i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
9. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony m.in. wyznawców, twórców, kapłanów i zarządców m.in. dżinizmu, digambarów, sthankawasi, śwetambarów, gnostyków, wyznawców manicheizmu, mandeizmu, ze strony wszelkich odłamów i sekt wiszniuzmu, krysznaizmu, śiwaizmu, lingajatów, śaktyzmu, mazdaizmu, religii perskich, mazdakizmu, mitraizmu i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
10. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony wyznawców, twórców, kapłanów i zarządców świata Islamu m.in. alawitów, alewitów, charydżytów, sunnitów, szyitów, immaitów, ismalitów, zajdytów, wyznawców sufizmu, Ahmadiyya, czarnego islamu, Maurów, Narodu islamu, drudyzmu, ahl-e-hakk, zikrytów, skrypturalizmu, koranizmu, jezydyzmu i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
11. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony m.in. promotorów, twórców, kapłanów i wyznawców wszelkich sekt i frakcji judaizmu: m.in. felaszów zwanych czarnymi żydami, judaizmu mesjanistycznego a w tym chasydzkiego, judaizmu konserwatywnego, ortodoksyjnego, postępowego, rekonstrukcjonistycznego, karaimizmu, mozaizmu, samarytaizmu i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
12 z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony m.in. twórców, organizatorów, zarządców i wyznawców tzw nowych ruchów religijnych jak babizmu, bahaizmu, czeondoizmu, kaodaizmu, szejkersów, Kultów cargo, Falun Gong, Modekngei, New Age, Realizm, Rastafari, Scjentologi, Metody Quan Yin, Wicca, „Jam Jest„ i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
13. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony m.in. twórców, kapłanów, zarządców, wyznawców m.in. Asatriuzmu, Hellenizmu, Słowanowierstwa, Inteligentnej Jogi Międzynarodowej, Medytacji Transcendentalnej, Misji Boskiego Światła, Międzynarodowego Towarzystwa Świadomości Kryszny, Neo-Sannyasmu (Osho), Radha Soami, Sathya Sai Baby, Swaminaryan Faith, Harrizmu, konfucjanizmu, santerii, sikhizmu, shinto, taoizmu, zaratusztrianizmu i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
14 oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony promotorów, twórców, kapłanów i wyznawców wszelkich sekt i frakcji m.in. religii oraz mieszkańców Superkontynentów, kontynentów oraz prehistorycznych krain takich jak m.in., jak Pangea, Gondwana, Atlantyda, Lemuria, Mu, Gobi, religii rodzimych Afryki, Australii, Oceanii, Azji, Europy, obu Ameryk i innych miejsc na Ziemi, i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
15. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony m.in. wszelkiego rodzaju m.in. tyranów, despotów, socjopatów, katów, terrorystów, szantażystów, sędziów, prawników, prokuratorów, oskarżycieli, panów, władców, zwierzchników, przełożonych, do pracodawców, współpracowników, klientów, płatników, manipulatorów, hipnotyzerów, królów, książąt, dworów, doradców, posłańców, notariuszy, sekretarzy, władzy państwowej, religijnej, oraz ze strony wszelkich twórców, promotorów rozmaitych destrukcyjnych wynalazków i praktyk a w tym takich jak wszczepienne substancje, wirusy, pasożyty, bio-roboty, artefakty, jak gry i zabawy takie jak Jumanji, Kamienie Nieskończoności, Pierścienie władzy i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
16. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony m.in. planet, konstelacji, kosmosu, gwiazd, księżyców, komet, asteroid, galaktyk, pyłu kosmicznego, czarnych dziur, słońc, ciał niebieskich od ich ruchów, położenia, oddziaływań oraz ich wszelkich m.in. właścicieli, zarządców, twórców, najemców, użytkowników i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
17. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony wszelkiego rodzaju, wielkości, znaczenia naszych i cudzych m.in. amuletów, talizmanów, strojów, artefaktów, gadżetów, przedmiotów oraz instrumentów plazmowych, muzycznych, magicznych i niemagicznych, od pierścieni, pieczęci, różdżek, eliksirów, ziół, dymów, kadzideł, pieśni, mantr, Świętych tekstów, roślin, zwierząt, metod wróżbiarskich, obrzędów, zabobonów, od komunii Świętych, od ofiar składanych komuś/czemuś, dewocjonaliów, obrazów, figur, rzeźb, malowideł, sakramentów, narkotyków, alkoholi, ekstaz duchowych i fizycznych, szamanizmu, mistycyzmu, wszelkich utopii i nie tylko oraz m.in. ich wszelkiego rodzaju twórców, promotorów, właścicieli, użytkowników, beneficjentów, i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
18. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony wszelkiego rodzaju, wielkości, znaczenia m.in. wszelkich form i przyczyn zniewoleń, uwięzi, uwikłań jak m.in. sieci, lin, kajdan, smyczy, obroży, karcerów, więzień, klatek, haków, dybów, ośmiorniczek, piramid, protomolekuły ich odpowiedników, zamienników i nie tylko oraz ich wszystkich m.in. entuzjastów, twórców, promotorów, beneficjentów, ofiar, strażników, świadków i wyznawców i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
19. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony wszelkiego rodzaju, wielkości m.in. obrzędów, kultów, nominacji, namaszczeń, pozwoleń, wytycznych, umów, przysiąg, przyrzeczeń, kontraktów, nakazów, zakazów, cyrografów, misji, ślubowań, paktów, aktów, porozumień, traktatów i nie tylko oraz ich wszelkich m.in. twórców, promotorów, beneficjentów, kapłanów, strażników, ofiar, świadków i wyznawców i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków

20. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony naszych i cudzych, a w tym również licencjonowanych m.in. strażników, weryfikatorów, windykatorów, komorników, pośredników, świadków, twórców, założycieli, ochroniarzy, opozycji, cenzorów, promotorów, beneficjentów, ofiar naszych i cudzych działań, zamiarów, przejawień i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
21. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony m.in. naszych i cudzych m.in. elementów budowy fizycznej i energetycznej, narządów, tkanek, komórek, atomów, przetworników, układów i zespołów biologicznych, fizycznych, chemicznych, energetycznych, zegarowych, cyfrowych i ich mechanizmów działania, i wszelkich programów sterujących nimi na ich wszystkich poziomach, przestrzeniach, płaszczyznach, elementach i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
22. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony naszych i cudzych wszelkiego rodzaju, wielkości, znaczenia, płci, rasy, gatunku m.in. rodziców, wychowawców, wychowanków, nauczycieli, małżonków, kochanków, dzieci, rodzeństwa, sióstr, braci, cioć, wujków, kuzynów, całych rodów, rodzin, społeczności, warstw społecznych, dziadków, babć, krewnych i niespokrewnionych, od osób tej samej lub odmiennej płci i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
23. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony wszelkiego rodzaju, znaczenia, rangi, poziomu, płci m.in. stowarzyszeń, bractw, wspólnot, komun, związków, organizacji a w tym administracyjnych, wojskowych, cywilnych, świeckich, medycznych, finansowych, religijnych, mesjanistycznych, duchowych, gospodarczych, do publicznych, do politycznych, do przestępczych, wywiadowczych, seksualnych, narkomańskich, pijackich, państwowych, globalnych, kosmicznych, wielowymiarowych, czasoprzestrzennych i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
24. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony m.in. Duszy i istoty Wisznu oraz wszelkich innych bóstw, bogów, bogiń i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
25. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony m.in. pogody, przyrody, żywiołów, pory dnia, nocy, pory roku, daty, astrologii, astronomii, numerologii, meteorologii, temperatury otoczenia, ciśnienia, częstotliwości, kolorów, dźwięków, rytmów, wibracji, wilgotności, wysokości Słońca na niebie, od czynnika czasu i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
26. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony m.in. naszych i cudzych kodowań, od myślokształtów, blokad, obciążeń, wzorców, punktów widzenia, sposobów rozumienia, od uwikłań, krzyży i węzłów karmicznych, od karmicznych postaci, karmicznych relacji, schematów karmicznych, od zmów milczenia, od cykli planetarnych, od koła karmy, od koła fortuny, od figur geometrycznych płaskich, przestrzennych, od anomalii, od lustrzanych odbić, od losu, przypadku, loterii, szczęścia i odpowiednio od pecha, klątw, uroków, liter, słów, znaków, symboli, cyfr, liczb, alfabetów, mandal, tatuaży, od efektów potwierdzenia, od magazynów obciążeń i wzorców, od wyznaczników, ozdobników, czipów, urazów, kalectw, chorób, od pustki, próżni, nicości w umyśle i życiu oraz od ich wytwórców, promotorów, ofiar i beneficjentów i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków

27. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony m.in. naszych a przez nas lub przy nas cudzego cudzych wszelkich bałwochwalczych postaci, czynów, intencji, zamysłów, wzorców, nawyków oraz ze strony tych, co modlą się do nas jak do bogów, do bóstw, do mistrzów, Świętych, do oświeconych, do istot astralnych; oraz ze strony traktujących nas, lub innych jako pośredników do Boga, pośredników do wszelkich bóstw, bogiń; oraz ze strony czczących nas, wychwalających nas, wielbiących nas; oraz ze strony tych, którzy modlą się za nas do bóstw, bogiń, kosmitów w naszym imieniu, w naszych sprawach, dla dobra naszego i odpowiednio ze strony tych, którzy w modlitwach nam złorzeczą, rzucają klątwy i uroki, którzy chcą się mścić na wszelkie sposoby i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
28. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony wszelkich m.in. odmian, stowarzyszeń, grup i kręgów m.in. demonicznych, satanistycznych, lucyferańskich, wojennych, wojskowych, magicznych, czarno-magicznych, tantrycznych, czarno-tantrycznych, biało-astralnych, grup płomieni, Ścieżki Lewej Ręki oraz m.in. szoku bojowego, od pogromów, zamętu, od czarnych słońc, nekromantów, istot mroku, istot ciemności, sił zła, demonów, władców piekieł, diabłów stróżów, kainitów, Szatana, Lucyfera, Belzebuba, Kali, strzyg, istot i Dusz, jakie upadły, istot rogatych, krnąbrnych, agresywnych, napełnionych pychą, egoizmem i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
29. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony wszelkiego rodzaju, wielkości, rasy, znaczenia i płci m.in. seksoholików, lesbijek, gejów, transwestytów, gwałcicieli, sadomasochistów, celibantów, eunuchów, burdelmam, alfonsów, prostytutek, dewiantów, zboczeńców, pedofilów, zoofilów, koprofilów, koprofagów, kazirodców, panseksualistów, cykli hormonalnych, od chowu wsobnego i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
30. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko z powodu m.in. naszych i cudzych działań związanych z Końcem Świata, w okresie 2012 roku, z innymi Końcami Świata z poszukiwaniem Boga, z Apokalipsami, Armagedonami, z końcami cywilizacji i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków
31. oraz z wszelkich z wszelkich przyczyn, wszelkimi sposobami m.in. naszego a przez nas lub przy nas cudzego bycia tymi, którzy w ostatnich chwilach życia zamiast otwierać się na łagodność i pojednanie, pragną jeszcze raz zaznaczyć swoją władzę nad światem emocji innych, co prowadzi do subtelnej gry między cierpieniem a kontrolą, jakby proces umierania i śmierć stały się sceną, na której można wypowiedzieć wszystko, czego nie odważono się wcześniej, a każde westchnienie zamienia się w sztych wymierzony w serca bliskich; oraz promowania i niesienia w sobie wzorca utożsamiania swego znaczenia z dramatem, miłości z bólem, a obecności z wymuszoną lojalnością, co skutkuje powielaniem schematu emocjonalnego spętania, w którym lęk przed odejściem staje się narzędziem, a nie drogą ku wolności; oraz przyjmowania roli tych, którzy w obliczu śmierci próbują jeszcze potwierdzić swoje istnienie poprzez wywoływanie poczucia winy, zamiast przez ciche oddanie się Bogu, czego następstwem jest zatrzymanie światła w przestrzeni serca i rozsiewanie cienia, który przenika rodzinę i pamięć wspólnoty; rozumienia, że równocześnie dotyczy to duszy, która głęboko w sobie tęskni za prawdziwym uwolnieniem, lecz nie potrafi odłożyć maski kontroli, jakby bała się, że bez niej i bez celebrowania umierania zniknie w bezkresie; i wchodzenia w świadomość, że każdy taki akt dramatyzacji jest w istocie wołaniem o miłość, które Bóg słyszy nawet w najbardziej zaciśniętym gardle; oraz oddawania Bogu tej potrzeby kontroli w intencji przemiany, by umieranie i śmierć mogły stać się przestrzenią łaski, a nie zemsty; oraz przyjmowania od Boga światła, które nie osądza, lecz rozpuszcza napięcie w prawdzie, i uznania, że tylko Bóg może przywrócić równowagę pomiędzy mocą a poddaniem, pomiędzy krzykiem, bólem a ciszą, w rytmach ziemi i kosmosu, na przestrzeni wszystkich wymiarów i czasów, w każdej linii życia, śmierci i nie tylko, a to wszystko w zależności i odpowiednio w niezależności od m.in. woli, wytycznych, opinii, działań, poleceń, postanowień, podpowiedzi, inspiracji, łask, szczodrości i odpowiednio ich braku ze strony m.in. naszej duszy, całej naszej istoty i nie tylko oraz w zależności, lub w niezależności od naszego lub cudzego bycia zdrowymi, lub chorymi fizycznie, energetycznie, rozchwianymi lub chorymi psychicznie-umysłowo, chorymi uleczalnie, lub przewlekle, lub nieuleczalnie oraz od bycia osobami kalekimi, osobami z urazami, osobami niedomagającymi, chorymi bezpośrednio lub posiadającymi objawy lub skutki karmiczne, wsobne m.in. rozmaitych chorób, dolegliwości, ułomność i nie tylko oraz naszego a przez nas cudzego doświadczania tego wszelkich skutków


Opublikowano: 07/11/2025
Autor: s_majda
Kateogrie: Zdrowie


Komentarze

Dodaj komentarz

Ten wpis ma 1 komentarz